niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział 1 

W głowie miałam pustkę, moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Próbowałam się ocknąć, ale nie miałam na to siły. Słyszałam, jak Janek krzyczał na Kamila: 
- Gaz do dechy, z nią jest coraz gorzej! 
- Boże ona jest taka blada - powiedział Klemens. - Mała słyszysz mnie? - Zwrócił się do mnie - Nie rób mi tego, nie odchodź, nie dziś, proszę - mówił ze smutkiem w głosie, potrząsając mną lekko. Mknęliśmy przez centrum Zakopanego grubo ponad 150 km/h. Kamil był mocno skupiony, Piotrek nawigowali go z przodu, a Janek z Klimkiem próbowali mnie jakoś ocucić. Samochodem dość mocno rzucało, prędkość i dziurawe drogi robią swoje, Klemens przytrzymywał mi głowę na swoim ramieniu, żeby nie latała we wszystkie strony. W przeciągu zaledwie piętnastu minut dojechaliśmy do szpitala. Kamil wyskoczył z auta jak oparzony i otworzył tylne drzwi. Uderzył mnie podmuch lodowatego powietrza, wzdrygnęłam się. Piotrek poleciał na SOR zawołać kogoś do pomocy, a Janek z Kamilem pomagali Klimkowi bezpiecznie wyjąć mnie z samochodu. Chłopak, jak gdyby nigdy nic, wziął mnie na ręce i wysiadł z samochodu bez większego wysiłku. Klemens wniósł mnie na izbę przyjęć, gdzie wpadł na biegnącego Żyłę z noszami. Chłopcy położyli mnie delikatnie na zimnym obiciu leżanki. Nadal walczyłam sama ze sobą, tak bardzo chciałam się wreszcie obudzić, podziękować im za opiekę i przeprosić za to całe zamieszanie. Czułam się strasznie głupio. Łóżko, na którym leżałam, zaczęło się przemieszczać. Z hałaśliwej izby przyjęć wwieźli mnie do jakiejś cichej i niewielkiej sali. Słyszałam pielęgniarkę, która kłóciła się z lekarzem o to, co mi podać. Nagle poczułam silne ukłucie w okolicy prawego nadgarstka. Cicho jęknęłam. Po chwili nastała zupełna cisza, głowa zaczęła mnie mniej boleć i powoli odzyskiwałam przytomność. Po jakiś 5 minutach otworzyłam oczy. Z każdym mrugnięciem zawirowania ustawały coraz bardziej. Lekko rozproszona, wspięłam się na łokcie i spojrzałam na siedzącego tyłem do mnie doktora. Chrząknęłam znacząco, co sprawiło, że lekarz raczył się odwrócić i spojrzeć na moją skromną osobę. Odkąd pamiętam, nienawidziłam lekarzy, leków, igieł i tym podobnych rzeczy. Spojrzałam na prawą dłoń i jęknęłam przeciągle. Miałam założony wenflon i podłączoną kroplówkę. Doktor siedział wyprostowany na swoim fotelu i przyglądał mi się bacznie, po czym zapytał z udawaną troską
- Czy coś nie tak? Jak się pani czuje? 
- Dobrze, mogę już stąd wyjść? - zapytałam.
Lekarz spojrzał na mnie z politowaniem.
- W żadnym wypadku, mogła pani doznać poważnego urazu czaszki podczas wypadku. Trzeba panią prześwietlić i wykonać kilka dodatkowych badań, stwierdzających, czy pani życiu nie zagraża żadne niebezpieczeństwo.
Patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana. Co on mi tu pieprzy - pomyślałam. Bez namysłu dodałam:
- Nic mi pan nie będzie prześwietlał, bo ja sobie tego nie życzę - po czym wstałam z kozetki, wypielam sobie kroplówkę i opuściłam gabinet zabiegowy. Ku mojemu zdziwieniu, pod drzwiami siedziała ta sama czwórka, która mnie tu przywiozła. Wstali i spojrzeli na mnie pytająco. Uśmiechnęłam się do nich i powiedziałam, że nic mi nie jest. Lekko się przy tym skrzywiłam, co nie umknęło ich uwadze. Piotrek podszedł do mnie bliżej i spojrzał mi w oczy.
- No sory, ale coś czuje, że nie mówisz nam wszystkiego - powiedział podejrzliwie. Westchnęłam i usiadłam na krzesełku.
- No dobra. Chcieli mi zrobić jakieś badania - powiedziałam i widząc ich lekko zniesmaczone miny, dodałam: - Ale ja na prawdę dobrze się czuję. Serio, nic mi się jest.
Uśmiechnęłam się najładniej jak tylko potrafiłam. Chłopcy spojrzeli po sobie. Kamil podał mi rękę, zmuszając mnie tym samym do tego, żebym wstała. Złapał mnie lekko w pasie i skierowaliśmy się powoli do wyjścia. Przed opuszczeniem budynku poczułam, jak ktoś nakłada na moje barki kurtkę. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego Klemensa. Puścił mi oczko i wyszliśmy. Usiadłam z przodu, chłopcy z tylu siedzieli ściśnięci jak sardynki, choć mówiłam, że mogę siedzieć na tyle, ale oczywiście nikt mnie nie słuchał. No tak, z czterema nie wygram - pomyślałam. Jechaliśmy wolno przez miasto, spoglądałam na przechodniów, takich szczęśliwych i uśmiechniętych, nie zwracających uwagi na niską temperaturę i sypiący śnieg. Przechadzali się ulicami Zakopanego z rodzinami, dzieci biegały i chwytały w łapki spadające płatki śniegu. Nim się zorientowałam, byliśmy na miejscu. Gdy samochód stanął, chwyciłam za klamkę i chciałam wysiąść, ale cofnęłam rękę, po czym powiedziałam z uśmiechem:
- Dziękuję  wam za wszystko i przepraszam za całe zamieszanie.
Kamil uśmiechnął się do mnie ciepło i chóralnie wraz z kolegami odpowiedział:
- Nie ma za co!
Piotrek wyskoczył z samochodu i w mgnieniu oka stał przy moich drzwiach, otworzył mi je i podał rękę, mówiąc:
- Dama pozwoli.
Śmiejąc się, złapałam go za dłoń i wysiadłam. Piotrek wskoczył na moje miejsce i zatrzasnął za sobą drzwi. Już mieli odjeżdżać, kiedy boczna szyba opuściła się o kilka centymetrów. Zadowolony Piotruś pogroził mi palcem i dodał:
- Tylko uważaj na siebie maleńka. Następnym razem możesz trafić tylko na mnie, hehehe. I odjechali z piskiem opon. Pomachałam im i weszłam do hotelu. Szybko wskoczyłam do windy, wcisnęłam przycisk i winda powoli ruszyła. Zamknęłam oczy i oparłam się o jedną ze ścian. Przed oczami przewijały mi się obrazy dzisiejszego dnia. Spojrzałam na zegarek - była już siedemnasta.
- Cholera! - wrzasnęłam i gdy tylko winda stanęła, wybiegłam z niej i z impetem wpadłam na Ewelinę. Spojrzała na mnie zdziwiona
- A Ty co taka zmarnowana? Przebieraj się i lecimy pod skocznię, zaraz się zaczyna - powiedziała z entuzjazmem w głosie. 
- Tak, tak, wiem, już lecę – rzuciłam, biegnąc do drzwi. Byłam osłabiona, znów zaczęło mi się kręcić w głowie, ale miałam to gdzieś. Podtrzymałam się framugi drzwi, przekręciłam kluczyk i weszłam do pokoju. Było w nim zimno, jak w lodowce. No tak, zapomniałam zamknąć okna. Świetnie - pomyślałam. Zdjęłam z siebie brudne ubrania, a przemokniętą kurkę zawiesiłam na krzesełku koło grzejnika. Wzięłam szybki prysznic, nakremowałam twarz, założyłam odzież termiczną i swoją ulubioną niebieską kurtkę, którą dostałam od Krzysia, po tym, jak wygrał jeden z konkursów we Włoszech w Val di Fiemme. Na samą myśl o tym, do oczu napłynęły mi zły, byłam z niego taka dumna, zawsze byłam i nadal jestem. Choć do dzisiejszego konkursu na Wielkiej Krokwi się nie zakwalifikował, z każdym skokiem był coraz lepszy. Stałam tak dłuższą chwile przed lustrem, wytarłam oczy i nałożyłam puder. Już kończyłam kiedy ktoś zapukał do drzwi. Podeszłam i otworzyłam. Zobaczyłam Krzyśka z miną zbitego psa
- Przepraszam - powiedział.
Stałam jak osłupiała. Przecież to ja go powinnam przepraszać, tyle mu zawdzięczam, opiekował się mną, a ja go tak potraktowałam. Patrzyłam na niego chwilę. Miał wzrok wbity w ziemię. Podeszłam do niego, uniosłam podbródek i uśmiechnęłam się słodko.
- Nie wygłupiaj się, nic się nie stało - powiedziałam i wciągnęłam go do pokoju, zatrzaskując za nim drzwi. - To ja powinnam Cię przeprosić. 
- Nie masz za co - powiedział i przytulił mnie mocno do siebie - Ślicznie wyglądasz w tej kurtce - powiedział.
Uśmiechnęłam się i wtuliłam w jego umięśniony tors. Z transu wyrwał nas dźwięk telefonu. Podeszłam do toaletki i odebrałam
- Halo?
- No dawaj tu na dół, bo zaraz pójdę bez Ciebie - krzyknęła w słuchawkę Ewelina, udając obrażoną. 
- Już idę - powiedziałam i się rozłączyłam.
Spojrzałam na wyświetlacz. 10 nieodebranych połączeń od mamci i 4 smsy.
- Cholera! - zaklęłam pod nosem, wykręciłam numer i w słuchawce usłyszałam zdenerwowany głos Andzi:
- Halo? Karolina, co się z Tobą dzieje, czemu nie dzwonisz ani nie piszesz? Na cholerę Ci ten telefon ja się pytam, skoro nigdy nie mogę się do Ciebie dodzwonić?! Kiedy skończyła się na mnie wydzierać, wytłumaczyłam jej, że poszłam pobiegać, a telefon został w pokoju i jakoś ją udobruchałam. Powiedziałam o prezencie od Eweliny i o tym, gdzie się zaraz wybieramy. Była pod ogromnym wrażeniem, cieszyła się z tego, że jestem zadowolona. Podczas mojej rozmowy z mamą, przyjaciel usiadł na łóżku i bacznie obserwował moje nieudolne starania zakończenia rozmowy. Uśmiechał się do mnie i próbował mnie rozśmieszać. Popukałam się w głowę i dałam mu do zrozumienia, że ma coś z głową nie tak, śmiejąc się przy tym bezgłośnie. Chwilę potem zakończyłam rozmowę z mamcią, chwyciłam Krzyśka za rękę i wyszliśmy z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Zbiegliśmy schodami, żeby było szybciej, ale pod koniec zakręciło mi się w głowie i gdyby nie przyjaciel, spadłabym z kilku ostatnich schodków.
- Wszystko okej? - zapytał zatroskany. 
- Jasne - odparłam i uśmiechnęłam się nieszczerze.
W rzeczywistości czułam się nie najlepiej. Wiedziałam, że mi nie uwierzył, było to widać w jego oczach. Przyglądał mi się bacznie i zapytał:
- A właściwie to gdzie się dzisiaj podziewałaś przez większość dnia?
Odwróciłam wzrok i odpowiedziałam:
- Biegałam, musiałam pobyć trochę sama, dobrze mi to zrobiło - uśmiechnęłam się sama do siebie. Weszliśmy na recepcje i zobaczyliśmy wkurzoną Ewelinę, która gdy tylko nas zobaczyła zmierzyła nas ostrym wzrokiem i krzyknęła:
- No, nareszcie ! 
Parsknęliśmy śmiechem i wyszliśmy z hotelu. Było zimno, ale czułam się cudownie. Właśnie spełniało się jedno z moich marzeń. Wzięłam Krzyśka pod ramię i szliśmy tak, śmiejąc się i żartując, w stronę skoczni. Płatki śniegu powolnie sypały się z nieba, było idealnie.

- Tak jak sobie wymarzyłam - powiedziałam i spojrzałam w niebo..

wtorek, 21 kwietnia 2015

Epilog

Z góry przepraszam za błędy, to moja pierwsza przygoda z blogiem. Mam nadzieję, że przyjmiecie mnie ciepło i spodoba się wam to, co piszę. Pozdrawiam i życzę miłego czytania ;)

***********

Nieuchronnie zbliżał się dzień moich 18 urodzin. Czułam, że od tego czasu wszystko się zmieni. Tak też się stało, moje życie z dnia na dzień obróciło się o 180 stopni. Nic już nie było takie samo. A więc zacznę od początku. Tego dnia obudziłam się dość wcześnie, w domu wszyscy jeszcze spali. Spojrzałam na zegarek, była piąta trzydzieści. Za oknem słońce leniwie wychylało się zza horyzontu. Wstałam i podeszłam do szafy, bezszelestnie otworzyłam ją i spojrzałam na jej zawartość. Nie wiedziałam, co na siebie włożyć. Na najwyższej półce dostrzegłam swój strój do biegania, ustalam na palcach i chwyciwszy go niezdarnie, zrzuciłam na podłogę. Podniosłam go i w tym momencie z prawej kieszeni bluzy wypadła mała karteczka. Zdziwiona schyliłam się po nią. Był na niej zapisany jakiś numer telefonu. Przyznam się szczerze, że dawno nie biegałam i nie miałam pojęcia skąd to się mogło tam wziąć. Odłożyłam karteczkę na biurku i włożyłam na siebie strój do biegania, chwyciłam iPoda i szybko zbiegłam po schodach na dół. Wyślizgnęłam się z domu najciszej, jak tylko potrafiłam. Na dworze było zimno, ale nie zniechęciłam się. Chwilę się rozgrzałam, włożyłam słuchawki do uszu i oddałam się przyjemności. Biegłam przed siebie, a myślami byłam zupełnie gdzieś indziej. Mijałam kolejne domy sąsiadów, aż dobiegłam do skraju osiedla. Wbiegłam pewnie w leśną dróżkę, widziałam jak przyroda budzi się do życia. Promienie słońca lekko przedzierały się przez gęste gałęzie drzew. Czułam, że mój brak aktywności w ostatnim czasie dawał mi siwe znaki. Z impetem wpadłam na miejsce, które tak uwielbiałam. Choć brakowało mi tchu i puls skakał jak szalony, byłam dumna z tego, że byłam tam, gdzie od dawna chciałam się znaleźć. Oparłam się wykończona o niewielki głaz nieopodal zamarzniętej tafli jeziora. Zamknęłam oczy i starałam się dojść do siebie. Minęła chwila, zanim mój oddech się unormował. Spojrzałam na otaczający mnie krajobraz. Było tak pięknie. Na turkusowym niebie pojedynczo pojawiały się śniegowe chmury. Zerwał się silny wiatr, robiło się coraz chłodniej. Nie chciałam się przeziębić, więc odwróciłam się i zamarłam. Na dróżce u skraju lasu stał jakiś mężczyzna i bacznie mi się przyglądał. Odległość była zbyt daleka, abym mogła stwierdzić, kto to był. Zaczęłam powoli iść w stronę nieznajomego, lecz ten, gdy tylko zobaczył, że idę w jego stronę, szybko uciekł. Zatrzymałam się niepewnie. Po chwili zdziwiona i zdezorientowana zaczęłam biec przez gesty las najszybciej, jak tylko mogłam. Dobiegłam do domu w zaskakująco szybkim tempie. Po cichu weszłam do domu i od razu skierowałam się do swojego pokoju. Zmęczona opadłam bez sił na łóżko. Sięgnęłam po telefon. Na wyświetlaczu widniała wiadomość od Eweliny: "Gotowa na wyjazd życia? Dostałaś już prezent? A pro po wszystkiego najlepszego kochana! Moja Ty hot 18 !!" Zastanawiałam się, o jaki wyjazd chodziło. Odpisałam szybko, że dziękuje, ale nie wiem nic o żadnym wyjeździe. Na odpowiedź nie musiałam długo czekać: "To czekaj cierpliwie i koniecznie napisz do mnie, jak już Ci powiedzą". Zaintrygowana odłożyłam telefon na komodę, chwyciłam ręcznik i poszłam się odświeżyć. Gorący prysznic dobrze mi zrobił. Wychodząc z łazienki, wpadłam na mamę. Była zdziwiona tym, że już nie śpię. Trzymała w ręku dużą kopertę, która szybko schowała za siebie.
- Co tam masz? - zapytałam. 

- Nic takiego kochanie. A co Ty robisz tak wcześnie na nogach? - zdziwiła się mama.
- Nie mogłam spać, biegałam. Nie zmieniaj tematu, mów mi szybko co tam ukrywasz - powiedziałam.
- Oj nic takiego, muszę iść do łazienki, przepuść mnie - powiedziała lekko podenerwowana.
Wpadłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Wyjęłam z szafy szary sweterek i spódniczkę w kwiatki, założyłam do tego czarne podkolanówki i złoty naszyjnik. Spięłam swoje brązowe włosy w kok i podmalowałam się troszeczkę. Usłyszałam dzwonek. Spojrzałam odruchowo na zegarek, była dziewiąta. Mama zbiegła po schodach i otworzyła drzwi. Rozmawiał z kimś i po chwili słyszałam, jak ktoś wchodzi po schodach. Uchyliłam drzwi. W progu stanął Krzysiek z uśmiechem od ucha do ucha. Krzyknął:

- Wszystkiego najlepszego Karolcia! - mocno mnie przytulił. - Mam dla Ciebie niespodziankę - powiedział - zbieraj się, jedziemy. 
Byłam mile zaskoczona, spojrzałam na niego pytająco. Błyszczały mu oczy, był podekscytowany. Znaliśmy się co prawda od niedawna, ale zdążyliśmy się poznać na tyle dobrze, że wiedziałam, iż był uparty jak osioł. Wiedziałam też, że jak się na coś uprze, to nie odpuści. Nie miałam wyjścia, chwyciłam za torebkę i spojrzałam na Krzyśka błagalnie.
- Nie patrz tak na mnie, i tak Ci nic nie powiem - odparł Krzysiek z szarmanckim uśmiechem. Udałam obrażoną i zeszłam z nim na dół. Krzysiek otworzył szafę w przedpokoju i jakby nigdy nic, wyjął z niej mój płaszczyk. Pomógł mi go założyć i z impetem założył mi czapkę na głowę tak, że nasunął mi ją prawie na oczy.
- Ej, tak to ja się nie bawię - zaśmiałam się i dałam mu kuksańca w bok.
Uśmiechnął się i poprawił mi czapkę. 

- Mówiłem Ci już, że jesteś piękna? - zapytał, robiąc maślane oczy.
- Żeby to raz - odparłam i oboje parsknęliśmy śmiechem.
- To co, możemy już iść? - zapytał.
- Chwila, muszę mamie powiedzieć, że wychodzę - powiedziałam. 

Chłopak chwycił mnie za rękę i powiedział że już to zrobił.
- Nie miała nic przeciwko - dodał.
- No to chodźmy - odparłam i po chwili oboje siedzieliśmy w krzyśkowym samochodzie. Gdy tylko ruszyliśmy, zaczął padać śnieg. Z każdym przejechanym kilometrem ten sypał coraz mocniej. Krzysiek jechał wolno i uważnie, widoczność była fatalna. Spojrzałam na niego, był lekko zdenerwowany, nerwowo spoglądał na zegarek.
- Krzysiek, co jest? - zapytałam.
- Cholerny śnieg, musiał zacząć sypać akurat dzisiaj - powiedział wkurzony.
- Ej, spokojnie. Nic na to nie poradzisz - odparłam. Spojrzałam na prędkościomierz, który wskazywał 120 km/h. Wcisnęłam się niepewnie w fotel.
- Nam się chyba aż tak bardzo nie spieszy, prawda? - zapytałam.
Krzysiek widząc moją reakcje, spojrzał na mnie zmartwiony i zdjął nogę z gazu. Rzucił krótkie "przepraszam" i wyraźnie posmutniał. Zahamował nagle i zatrzymał auto na poboczu. Zdziwiona spojrzałam przez okno, staliśmy na jakimś odludziu. Krzysiek widząc moje zdziwienie i dezorientację, szybko wyjaśnił, czemu się zatrzymał:
 - Karolina muszę Ci coś powiedzieć, to ważne. 

Miał wzrok wbity w kierownicę. Patrzyłam na niego i próbowałam go jakoś rozgryźć. Miał kamienną twarz.
- Co takiego? - zapytałam.
- Chodzi o to, że nie chcę Cię stracić, rozumiesz? Jesteś dla mnie bardzo ważna, znasz mnie jak nikt inny. Zawsze jesteś przy mnie, kiedy Cię potrzebuję i dopingujesz mi jak nikt inny - powiedział.
Spojrzałam na niego, zaskoczona jego słowami. Wyglądał jak zbity pies. Nie patrzył na mnie, czułam się co najmniej dziwnie.
- Lejuś, głuptasie, przecież wiesz, że możesz na mnie zawsze liczyć. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Ba, jesteś nawet kimś więcej - odparłam.
Spojrzał na mnie z czułością i uśmiechnął się ponuro.
- Ej, Krzysiu bo się pogniewamy. Co to za mina? Uśmiech proszę!
Chłopak lekko się rozchmurzył. Odpalił silnik i ruszył powoli, ale nadal był smutny, zamyślony, jakby nieobecny. Dalej jechaliśmy w ciszy. W tle leciały jakieś smętne kawałki, które wcale nie poprawiły atmosfery. Ułożyłam się wygodnie na fotelu, spojrzałam przez okno. Mijaliśmy jakieś małe miasteczko w zaskakująco szybkim tępię. Domy przewijały mi się przed oczami. Przymknęłam oczy i wsłuchiwałam się w ciche pomruki silnika. Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam. Obudziło mnie trzaśnięcie drzwi kierowcy. Wzdrygnęłam się, na zewnątrz było już ciemno. Krzysiek otworzył drzwi z mojej strony i uderzył mnie podmuch zimnego powietrza, znów się wzdrygnęłam, co nie umknęło uwadze przyjaciela. Pomógł mi wysiąść i szybko narzucił mi na plecy swoją kurtkę, choć sam był tylko w bluzie. Rozejrzałam się dookoła, staliśmy przed hotelem w Zakopanym. Byłam tak zaskoczona, że nie mogłam wydukać nawet słowa. Krzysiek uśmiechnął się do mnie zawadiacko, objął w pasie i poprowadził w stronę wejścia. Jak na gentlemana przystało, chłopak przepuścił mnie w drzwiach i moim oczom ukazał się ogromny transparent "Wszystkiego naj nasza 18", a za nim stali moi przyjaciele, którzy zaczęli mi od razu śpiewać sto lat, ludzie stojący w recepcji zaczęli się do nich przyłączać. Czułam się niezręcznie, ale nie dałam tego po sobie poznać. Byłam tak zaskoczona i szczęśliwa, że widzę wszystkich swoich najbliższych znajomych, że mimowolnie łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Poczułam, jak Krzysiek mocniej mnie do siebie przytula, spojrzałam na niego i bezgłośnie podziękowałam. On w zamian pocałował mnie w czoło, otarł mi łzy i uśmiechnął się tak, jak lubię najbardziej. Jako pierwsza podbiegła do mnie Magda z Kingą i Julką, rzuciły się na mnie i zaczęły składać życzenia. Później przyszła kolej na Ewelinę, która prawie zepsuła dzisiejszą niespodziankę. Życzenia dłużyły się w nieskończoność, byłam do prawdy zaskoczona ilością ludzi, którzy przyjechali specjalnie dla mnie, taki kawał drogi z Warszawy. Byłam wykończona i szczęśliwa zarazem. Impreza przeniosła się do klubu hotelowego, był DJ i open bar. Wszyscy bawili się w najlepsze. Stałam przy barze i piłam kolejnego shota, kiedy podeszła do mnie Ewelina.
- Musimy pogadać - powiedziała.

Uśmiechnęłam się do niej i pociągnęłam ją za rękę na zewnątrz.
- Co tam? - zapytałam.
- Słuchaj, bo jest taka sprawa... - zaczęła - otwierałaś już może prezent ode mnie? - zapytała.
- Nie widziałam jeszcze żadnego prezentu, nie miałam na to zbytnio czasu, cały czas coś się dzieje – odparłam
.- A mogłabyś do niego zajrzeć? - poprosiła i podała mi złota kopertę.
 Szybko ją otworzyłam i oniemiałam.
- O Boże, czy to jest to, o czym myślę? - zapytałam podekscytowana.
- Tak, to bilet do strefy VIP na najbliższy konkurs narciarski na Mamucie, zostajemy do niedzieli, maleńka!- prawie wykrzyczała Ewelina.
 Nie mogłam znaleźć słów, żeby wyrazić to, co czułam. Byłam tak szczeliwa, że rzuciłam się na nią, mocno przytuliłam i zaczęłam ryczeć ze szczęścia. Krzysiek stał w drzwiach i przyglądał nam się bacznie. Kiedy zdołałam odkleić się od Eweliny, podszedł do mnie, chwycił za rękę i zwlókł na parkiet. Byłam prze szczęśliwa, w końcu spełniały się moje marzenia. Zabawa trwała w najlepsze, wywijałam na parkiecie ze wszystkimi po kolei. Alkohol lał się strumieniami. Koło 4 wszyscy byli już dobrze wstawieni, jedynie Krzysiek trzymał pion. Położyłam się na sofie, czułam jak wszystko mi wirowało, było mi niedobrze i chciało mi się spać. Przyjaciel widząc w jakim jestem w stanie, postanowił zaprowadzić mnie do pokoju. Jednak przy próbie ustania, traciłam grunt pod nogami. Nie miałam siły ustać, a co dopiero iść. Miałam wrażenie, że zaraz upadnę, jednak poczułam czyjeś silne ramiona na moich biodrach. Zanim się zorientowałam, co się dzieje byłam już na rękach u Krzysia. Jechaliśmy windą, co mi nie pomagało, było mi coraz bardziej niedobrze. Wtuliłam się w jego tors. Pachniał tak pięknie, męsko. Spojrzałam w jego oczy, uśmiechnął się i odpłynęłam... 

Rano obudziły mnie promienie słońca wpadające do pokoju. Słońce świeciło mi prosto w twarz. Zaczęłam się kręcić na łóżku i wpadłam na coś twardego. Podniosłam kołdrę i zobaczyłam słodko śpiącego Lejkę. Patrzyłam tak na niego przez chwilę, ale mój kac dawał mi znać. Zaschło mi w ustach i zaczęło mi się robić niedobrze. Spojrzałam na toaletkę, stała na niej szklanka wody, aspiryna, sok pomarańczowy i karteczka z napisem: "Wypij mnie :)". Uśmiechnęłam się pod nosem i wrzuciłam aspirynę do wody, syczało mi w uszach niemiłosiernie, wypiłam to duszkiem i popiłam od razu sokiem. Nim się obejrzałam, Krzysiek objął mnie w pasie, przytulił się i pocałował mnie w szyję. Odwróciłam się i uśmiechnęłam do niego. Oddalił się lekko i spojrzał na mnie. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że jestem w samej bieliźnie. Posłałam mu ostre spojrzenie, a on zaczął się śmiać, zabrał ze stolika kluczyk od swojego pokoju i wyszedł zostawiając mnie samą. Usiadłam na łóżku i zdałam sobie sprawę z tego, że nie byłam przygotowana na tak długi wyjazd i nic ze sobą nie zabrałam. Usłyszałam dźwięk telefonu, podbiegłam do fotela i wyjęłam go z kieszeni kurtki. Dostałam SMS od Lejki, że moja walizka jest w szafie. Kurde, czy on mi czyta w myślach? - pomyślałam. Podeszłam do szafy, otworzyłam ją i wyjęłam walizkę. Zajrzałam do niej i wypakowałam ubrania oraz kosmetyki. Znalazłam ręcznik, kosmetyczkę i poleciałam się wykąpać. Nalałam do wanny gorącej wody z aromatycznym olejkiem. W szafce nad umywalką znalazłam płatki róż do kąpieli, które również dodałam. Głowa coraz mocniej bolała. Więcej nie piję - pomyślałam. Wskoczyłam szybko do wanny i oddałam się przyjemności. Leżałam tam jakąś godzinkę. Gdy wyszłam, spojrzałam na telefon. 12 nieodebranych i 4 smsy od Krzyśka. Chciałam oddzwonić, kiedy ktoś zaczął dobijać się do moich drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam nie kogo innego, jak Krzyśka który z troską i zdenerwowaniem w oczach patrzył na mnie.
- Nic Ci nie jest? Cholera, po co Ci ten telefon, jak go nie odbierasz? - warknął.
- Kąpałam się, przepraszam - powiedziałam. - Jak widzisz, jeszcze żyję - zażartowałam, ale jemu nie było do śmiechu.
- Myślałem, że coś Ci się stało. Leciałem do Ciebie z treningu, bałem się o Ciebie, bałem się, że... - weszłam mu w słowo
- Że nie żyję? Przestań, wszystko jest okej - zaczęłam się śmiać.
Krzysiek spojrzał na mnie wkurzony i bez słowa wyszedł trzaskając drzwiami. Wyjrzałam za nim na korytarz, ale już go nie było. Zamknęłam drzwi i usiadłam zrezygnowana na łóżku. Czułam się okropnie. On się o mnie martwi, jest zawsze przy mnie, kiedy go potrzebuję, a ja go tak potraktowałam. Wyjrzałam za okno. Widziałam jak wsiadał do auta i odjeżdżał z piskiem. Wysłałam do niego smsa, żeby na siebie uważał i że jak wróci, żeby zadzwonił, bo chcę z nim porozmawiać. Podeszłam do szafy i założyłam odzież termiczną i kurtkę, włożyłam buty do biegania i zjechałam windą do recepcji. Zobaczyłam, że na kanapie przy wyjściu siedzi Ewelina. Byłam rozbita, nie miałam ochoty z nikim gadać, więc naciągnęłam kaptur i wybiegłam z hotelu. Biegłam w stronę centrum Zakopanego, było zimno, śnieg sypał w oczy, ale nie poddawałam się, musiałam jakoś oczyścić umysł. Myślałam o Krzyśku. Martwiłam się o niego, udaje twardziela, ale jest taki kruchy, łatwo jest go zranić. Doskonale o tym wiem, a sama go zraniłam. Byłam tak zamyślona, że nie rozejrzałam się przed wbiegnięciem na jezdnię, samochód ledwo przede mną zahamował, zamarłam i zrobiło mi się ciemno przed oczami. Czułam, jak osuwam się na ziemię. Kiedy się ocknęłam, przed oczami miałam 4 przystojnych facetów. Byłam tak zamroczona, że początkowo ich nie rozpoznałam, strasznie rozbolała mnie głowa, nie miałam siły wstać. Chłopcy rozmawiali o wezwaniu karetki, co zadziałało na mnie, jak płachta na byka. Zebrałam w sobie wszystkie siły i usiadłam na mokrej, zimnej jezdni.
- Dobrze się czujesz? Może wezwać pogotowie? - zapytał jeden z chłopaków.
- O Boże, nie wierze to Wy - powiedziałam. - Czy ja śnię?
- Nie, nie śnisz moja droga, to naprawdę my, czyli najlepsi z najlepszych, hehehe - odpowiedział nie kto inny jak Piotrek Żyła.
Spojrzałam na pozostałą trójkę, przyglądali mi się bacznie. Nadal siedziałam na środku ulicy, a oni klęczeli przy mnie, blokowaliśmy ruch na jednej z główniejszych ulic Zakopanego. Kamil Stoch spojrzał na moją głowę i powiedział:
- O cholera, ona krwawi. 

Klemens wyciągnął telefon i zaczął wybierać numer alarmowy, ale wyrwałam mu go z ręki i powiedziałam, że nic mi nie jest. Próbowałam wstać, ale wszystko wirowało i gdyby nie pomocna dłoń Ziobry, pewnie znów wylądowałabym na ziemi. Chłopcy byli tak zaabsorbowani całą sytuacją, że nie zauważyli paparazzich, którzy robili nam zdjęcia. Pomogli mi wejść do ich auta, usiadłam z tyłu, między Jankiem a Klemensem. Było mi niedobrze, oparłam głowę na ramieniu Klimka i wyszeptałam:
- Przepraszam - po czym znów odpłynęłam.