środa, 6 maja 2015

Rozdział 4 


Kiedy się przebudziłam, Krzyśka już nie było. Przeciągnęłam się leniwie na łóżku i sięgnęłam po telefon. Spojrzałam na godzinę. Była ósma trzydzieści i, ku mojemu zdziwieniu, żadnego połączenia ani smsa od mamy. Napisałam do niej wiadomość opisując, że u mnie wszystko okej, mam się dobrze, świetnie się bawię i że nie musi się o mnie martwić. Nie chciało mi się wstawać, miałam dobry humor. Włączyłam telewizor i wylegiwałam się do dziesiątej. Koło 11 wpadła do mnie Ewelina, żeby pogadać. Rozmawiałyśmy o tym, jak sobie wyobraża życie z Kubą na odległość i kiedy powie o tym rodzicom. Widziałam w jej oczach strach i niepewność, sama bałam się, o to jak dadzą sobie z tym wszystkim radę, ale nie dałam tego po sobie poznać. Zmieniałyśmy temat i gadałyśmy o jakiś duperelach, kiedy Ewelina spojrzała na mnie z podejrzliwym uśmieszkiem.
- Słuchaj, mam pytanko, co robiłaś po konkursie? - zapytała. 
- Nic takiego, wróciłam do pokoju i poszłam spać - odpowiedziałam z uśmiechem. Ewelina nie odpuszczała i ciągnęła dalej. 
- Byłaś sama, czy z Krzyśkiem ? - dociekała.                                                
- Do czego zmierzasz ? - zaczerwieniłam się. 
- A no do tego, że widziałam dziś Krzyśka, jak wychodził od ciebie z pokoju nad ranem - powiedział i spojrzała na mnie, ciekawa mojej odpowiedzi. Czułam, jak płoną mi policzki. 
- Gadaliśmy do późna i zasnęliśmy – odpowiedziałam, blado się uśmiechając. 
- Tylko spaliście czy coś więcej? 
Spojrzałam na nią zaskoczona, po czym warknęłam: 
- Ewelina, na Boga! To tylko przyjaciel. 
- Tak, wiem. Chciałam mięć pewność.
- Gdyby było inaczej, pierwsza byś się o tym dowiedziała. 
Na tym skończyłyśmy temat Krzyśka i wróciłyśmy do ploteczek. Omawiałyśmy plan podróży powrotnej do domu.
- Nie chce dziś wracać, tak mi tu dobrze - powiedziałam zrezygnowana. 
- A co ja mam powiedzieć? Nie chce rozstawać się z Kubą, już za nim tęsknię, a nie widziałam go raptem dwie godziny - wyraźnie posmutniała. Przytuliłam ją do siebie i gładziłam po plecach, wspominając tym samym wczorajszy wieczór. Mieliśmy wyjechać dziś wieczorem, około 18. Zaczęłam sie pakować, zbierałam swoje rzeczy po pokoju, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam swojego brata z Julką. Zamurowało mnie, stałam w bezruchu kilka minut, po czy wydukałam: 
- A co wy tutaj robicie? 
Julka spojrzała na Kubę i obydwoje wybuchnęli śmiechem, wpychając mnie do pokoju. Usiadłam na łóżku i czekałam na jakieś wyjaśnienia z ich strony. Zaczął Jakub: 
- A wiec sprawa wygląda tak – wiemy, jak bardzo kochasz skoki, góry i tak dalej, dlatego też wykupiliśmy Ci jeszcze dwudniowy pobyt tutaj - powiedział rozentuzjazmowany. Patrzyłam na niego i nie docierało do mnie to, co powiedział. Julka usiadła koło mnie i objęła mnie ramieniem, po czym szepnęła mi do ucha: 
- Kaja, zostajesz, rozumiesz to? 
Spojrzałam na nią ze łzami w oczach, wstałam i rzuciłam się bratu na szyję, śmiejąc sie i płacząc jednocześnie. W tym samym czasie do pokoju weszła Ewelina, która patrzyła na nas zdezorientowana. Kiedy tylko powiedziałam jej, że zostajemy, była prze szczęśliwa. Szybko wybiegła z pokoju, próbując dodzwonić sie do Kuby z radosną nowiną. Posiedziałam ze swoimi gośćmi jakiś czas i zaczęłam przygotowywać sie do dzisiejszego konkursu. Krzysiek kupił już bilety, to dzięki niemu tutaj zostałam. Wstał wcześniej ode mnie i zadzwonił do rodziców, wyjaśniając im wszystko. 
- Kochany jest - szepnęłam pod nosem. 
Julka spojrzała na mnie pytająco. 
- Kto jest taki kochany?
 Zaczerwieniłam się.
- Nikt - odparłam, kierując sie w stronę łazienki. Wzięłam szybki prysznic, umalowałam się leciutko i byłam gotowa do wyjścia. 
O 19 wszyscy byliśmy już pod skocznią w sektorze rodzinnym. Jednak związek Eweliny do czegoś sie przydał - pozmyślam, uśmiechając się na widok obściskującej sie pary. Julka z Kubą usiedli na najwyższym stopniu trybu, ja z Eweliną wybrałyśmy pierwszy rząd. Zanim usiadłam, rozejrzałam sie wokół. Próbowałam znaleźć w tłumie Krzyśka, kiedy przed moimi oczami pojawiła sie uśmiechnięta blondynka z aparatem. Zanim sie zorientowałam, zdążyła zrobić mi zdjęcie, po czym wyciągnęła do mnie rękę i przedstawiła sie uprzejmie: 
- Miło mi, Ewa Bilan Stoch. 
Spojrzałam na nią uśmiechnięta i również się przedstawiłam. Byłam zaskoczona, czego nie dałam po sobie poznać. Usiadłam na ławce, dziewczyna poszła w moje ślady i zwróciła sie do mnie przyjaźnie: 
- Przyszłaś z Krzyśkiem, tak? Widziałam was tutaj wczoraj, jesteście parą? 
- Nie, nie jesteśmy parą. My się przyjaźnimy - opowiedziałam zawstydzona.
Ewa chciała jeszcze coś powiedzieć, ale ktoś zaczął ją wołać, wiec przeprosiła mnie i odeszła w stronę domku polskiej kadry. Odprowadziłam ją wzrokiem i spojrzałam na Ewelinę. Nadal miziała się z Kubą. Przewróciłam oczami i wyjęłam telefon z kieszeni, wybrałam numer Krzyśka i już miałam dzwonić, kiedy zobaczyłam go pod skocznią. Spojrzał na mnie i zaczął mi machać i krzyczeć coś, próbując przebić się przez okrzyki fanów zebranych pod skocznią. Pokazałam mu gestami, że nic nie rozumiem i pomachałam do niego komórka. Zrozumiał co miałam na myśli i zadzwonił do mnie. 
- Halo, Krzysiek, chodź tu do mnie, co ty tam robisz? - zapytałam. 
- Zaraz przyjdę, Kruczek mnie do siebie wezwał, muszę na niego poczekać. 
- Okej, to ja czekam na Ciebie. Tylko szybko, bo marznę bez Ciebie - uśmiechnęłam się słodko, słysząc stłumiony śmiech zadowolenia Krzyśka, po czym się rozłączyłam. 
Konkurs powoli sie zaczynał, skoczkowie z pierwszej dziesiątki czekali już przy belce startowej. Trybuny pękały w szwach, wszystkie miejsca były zajęte. Kilka osób chciało zając miejsce koło mnie, ale broniłam go jak lwica, wiedząc, że zaraz przyjdzie Krzysiek. Widziałam, że Kruczek zmierza w stronę wieży sędziowskiej. Próbowałam namierzyć przyjaciela - bezskutecznie. Robiło sie coraz zimniej, zaczęłam mimowolnie szczekać zębami, trzęsąc sie z zimna. Nie wiadomo skąd, tuż przede mną znów pojawiła sie Ewa z dwoma kubkami grzańca z pomarańczą i goździkiem. 
- Proszę, widzę że strasznie zmarzłaś - powiedziała, podając mi jeden z kubków.
- Dziękuje - wydukałam i szybko upiłam łyk gorącego napoju. Po chwili poczułam przyjemne ciepło, rozchodzące sie po całym ciele. Uśmiechnęłam sie do Ewy, wskazując zapraszająco na wolne miejsce koło siebie. Usiadła i złapała mnie pod rękę śmiejąc się, że jej też się udziela mroźny wieczór. Przesiedziałyśmy tak cały konkurs, plotkując przy tym i śmiejąc się w głos. Przestawałyśmy tylko wtedy, kiedy skakali nasi. Po skończonej 2 serii i zdobyciu przez polską kadrę 3 miejsca, pożegnałam się z Ewą i wróciłam do hotelu. Szłam wolno, nie spieszyło mi się. Myślałam o tym, o czym rozmawiałam z żoną Stocha, o ogromnej presji ciążącej na każdym skoczku, o ich problemach z wiarą w siebie. Uważała, że decyzja o odwołaniu psychologa, była błędem i że przydałby sie ktoś, kto mógłby ich wspierać, po prostu rozmawiać z nimi o problemach. Przyznałam jej rację. Wiedziała, że w następnym roku wybieram sie na studia do Krakowa na kierunek psychologii sportu, dlatego wymieniła sie ze mną numerem telefonu. Miała jakiś pomysł, o którym nie mogła, a raczej nie chciała mi na razie powiedzieć. Kiedy już sie z nią pożegnałam, rzuciła na odchodne: - czekaj na mój telefon - puszczając mi oczko. Rozmyślanie i rozpamiętywanie rozmowy z Ewą zajęło mi całą drogę powrotną do hotelu. Byłam pod drzwiami wejściowymi, kiedy między drzewami zauważyłam znajomą twarz. Podeszłam bliżej i usiadłam na ławce. Spojrzałam na niego zatroskana i przysunęłam się do niego bliżej, chwytając go za rękę. Miał wzrok wbity w ziemie, przekręciłam jego twarz w swoją stronę, umożliwiając mu spojrzenie mi w oczy. Widać było, że płakał. Byłam przerażona. Nigdy nie widziałam go jeszcze w takim stanie. W jego oczach malował się ból i cierpienie, z oczu spłynęła mu pojedyncza łza, którą pośpiesznie wytarł, odwracając głowę w przeciwną stronę. 
- Co sie stało? - zapytałam, ledwo mogąc wydusić z siebie to pytanie.
Czułam, jak łzy napływają mi do oczu, głos ciążył mi w gardle, nie mogąc się wydostać. Odwrócił sie w moją stronę i nie patrząc na mnie, wydukał: 

- Wyjeżdżam.. - po czym wstał i zostawił mnie samą na mrozie, płacząca, bezradną i zagubioną..
Rozdział 3 

W drodze do hotelu w samochodzie panowała całkowita cisza. Ewelina w skupieniu prowadziła auto, a ja rozmyślałam nad tym wszystkim. Cieszyłam się z tego, że przyjaciółka w końcu znalazła kogoś, z kim jest szczęśliwa, ale obawiałam się również tego, jak dadzą sobie rade z dzieckiem. Przecież Ewelina mieszka w Warszawie, a on pod Zakopanym. W mojej głowie roiło sie od pytań, których nie byłam w stanie zadać swojej przyjaciółce, przynajmniej jeszcze nie teraz. Widziałam, jacy są ze sobą szczęśliwi, z jaką czułością i troską na siebie patrzą, w jaki sposób sie do siebie zwracają. W każdym ich geście, słowie, widać miłość. Ewelina zaparkowała auto i zgasiła silnik, żadna z nas jednak nie ruszyła sie z miejsca. Kątem oka widziałam, że mi sie przygląda. 
- Powiedz coś - wyszeptała smutno, spuszczając głowę.
Miałam pustkę w głowie, nie mogłam zebrać myśli. Wzruszyłam ramionami. Ewelina była zagubiona, z jednej strony szczęśliwa jak nigdy dotąd, ale bała sie i to strasznie. Jedyne, co zdołałam zrobić, to przysunąć się do niej i przytulić ją. Zaczęłyśmy obie płakać, po czym spojrzałyśmy na siebie i nadal płacząc zaczęłyśmy się śmiać. 
- Jakoś to będzie, poradzimy sobie z tym, przecież Cie nie zostawię - powiedziałam i poprawiłam jej czapkę. Przyjaciółka uśmiechnęła sie do mnie, otarła z policzków łzy i dodała:
- Wiem, dziękuje.
Po czym wtuliła sie we mnie. Wysiadłyśmy z auta w rewelacyjnym humorze, przekomarzałyśmy sie i szturchałyśmy. W drzwiach przywitał nas Krzysiek, który zapytał, jak minął nam dzień i czy poznałam już radosna nowinę "państwa Wolnych". Słysząc to, obydwie parsknęliśmy śmiechem. Ludzie na recepcji patrzyli na nas, jak na wariatki, ale my miałyśmy to gdzieś. Byłyśmy szczęśliwe i nic nie miało prawa popsuć nam dzisiejszego humoru. Postanowiłam się trochę odświeżyć i przebrać przed dzisiejszym konkursem drużynowym na Wielkiej Krokwi. Wchodząc pod prysznic, wszystkie problemy zostawiłam za sobą i w pełni oddałam sie relaksowi. Prysznic orzeźwił mnie troszkę i dodał energii. Włożyłam na siebie swoją ulubioną kurtkę, żółtą neonową czapkę, czarne spodnie i szaro-niebieskie trapery. Na twarz nałożyłam krem chroniący przed mrozem z pudrem i podkreśliłam oczy. Wyjrzałam za okno. Było ciemno, płatki śniegu powolnie sypały sie z nieba, przyklejając sie do szyby. Na horyzoncie widoczna była łuna światła, bijąca od skoczni. W kieszeni zaczął wibrować mi telefon. Wyjęłam go niespiesznie i odebrałam. Dzwonił Krzysiek, czekał na mnie pod hotelem. Chwyciłam torbę i wyszłam z pokoju. Na dworze było bardzo zimno, momentalnie zmroziło mi policzki. Krzysiek stał na skraju parkingu z kulką śniegu w ręku. Zanim zdążyłam krzyknąć, kulka trafiła mnie prosto w twarz. Stałam chwile w miejscu wkurzona, próbując wytrzepać śnieg z włosów, kiedy w moja stronę poleciała kolejna porcja kulek. Spojrzałam na niego oburzona i zaczęłam biec w jego stronę, wpadając na niego z impetem i wrzucając jego i siebie w wysoką zaspę. Nacieraliśmy sie nawzajem śniegiem i bawiliśmy jak dzieci - tak przynajmniej opisała to Ewelina, która przyglądała sie całej sytuacji, po czym podeszła do nas i zapytała, czy już skończyliśmy i czy możemy już iść pod skocznie. Byliśmy przemoczeni, ale nie przejmowaliśmy sie tym zbytnio. Bawiliśmy się świetnie, cała drogę przepychaliśmy sie i gadaliśmy głupoty. Ku mojemu zdziwieniu, zamiast do sektora VIP, do którego mieliśmy wykupiony dostęp, zaprowadzono nas do sektora dla rodzin skoczków. Na miejscu przywitał nas rozradowany Kuba. 
- No, nareszcie, ileż można na was czekać – powiedział, udając obrażonego. Ewelina podeszła do niego i z czułością odparła:
- Tyle, ile trzeba - po czym pocałowała go namiętnie, zarzucając mu ręce na ramiona. Jakub objął ją w pasie i przycisnął mocniej do siebie. Kiedy już zdołał się od niej oderwać, powiedział, że na nią będzie czekał, choćby całe życie. Na co wszyscy zebrani zareagowali przeciągłym „ooo…”. 
Speszona para usiadła na trybunach w uścisku. Usiedliśmy z Krzyśkiem za nimi. 
- Słodko razem wyglądają - szepnęłam do przyjaciela. Uśmiechnął się i spojrzał na mnie z czułością, muskając moje czoło ustami. Wtuliłam się w jego tors, biło od niego takie ciepło. Objął mnie ramieniem i oparł się o mnie.
- Masz ręce zimne jak lód - powiedział przejęty, wkładając moje ręce między swoje. Siedzieliśmy tak w oczekiwaniu na rozpoczęcie konkursu. Padał śnieg i wiał mocny wiatr. Seria zaczęła się przeciągać, rozpoczęcie było zaplanowane na godzinę 18, była już 19, a wiatr wzmagał na sile, wiec konkurs został odwołany. Byłam zawiedziona, miałam ponury humor. Wracając do hotelu nie odezwałam się nawet słowem. Weszłam do pokoju i rzuciłam sie na łóżko. Chciało mi się płakać. Przecież jutro wyjeżdżamy, a mnie omija najpiękniejsza rzecz w moim życiu. Tak marzyłam o tym, żeby zobaczyć to na własne oczy, przeżyć to wszystko. Teraz, kiedy tak naprawdę miałam to na wyciągnięcie reki i to straciłam, bolało jeszcze bardziej. Byłam załamana. Nie zwróciłam uwagi nawet na to, że nie zamknęłam za sobą drzwi. Nakryłam się kołdrą i płakałam. Poczułam, że ktoś mnie dotyka. Zerwałam z siebie szybko nakrycie i odetchnęłam z ulgą. To był tylko Krzysiek. Wtuliłam się z powrotem w pościel, nie przestając łkać. Usiadł koło mnie na łóżku i zaczął gładzić po plecach. Wiedział, że nie chce rozmawiać. Położył się koło mnie tak, że leżał ze mną twarzą w twarz. Spojrzałam na niego. Był smutny, w jego oczach widać było cierpienie, miał łzy w oczach. Przyglądał mi się z troską, nie przestając mnie gładzić. Uspokoiłam się i cały czas patrzyłam mu prosto w oczy. Z każdym oddechem byłam spokojniejsza. Krzysiek uśmiechnął się do mnie i zaczął zdejmować ze mnie kurtkę i buty. Usiadłam na łóżku i przyglądałam się temu, co robi. 
- No co? – zapytał. - Przecież nie będziesz spała w kurtce i butach, zagotowałabyś sie i co ja bym zrobił? - dodał szczerząc się w moją stronę, po czym usiadł za mną na łóżku i prześcignął do siebie. Objął mnie swoimi ramionami, a ja się w niego wtuliłam. Wiedział, czego potrzebuję, bił od niego taki spokój. Wsłuchiwałam się w jego melodyjny oddech, byłam jednak tak zmęczona całym dniem i płaczem, że nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. 
Rano obudziłam się wtulona w Krzyśka. Uśmiechnęłam sie w duchu i spojrzałam na jego twarz, tak słodko spał. Nie chciałam go budzić, ale strasznie chciało mi sie pić. Próbowałam się jakoś delikatnie wydostać z jego objęć. Kiedy tylko sie poruszyłam, uścisk się zwiększył i dostałam całusa w czoło. Spojrzałam na przyjaciela, był zaspany, ale uśmiechnięty. 
- A Ty gdzie sie wybierasz? – zapytał, posyłając mi jeden z najpiękniejszych uśmiechów. Odwzajemniałam uśmiech i przytuliłam sie do niego mocniej:

- Już teraz nigdzie - odparłam.
Rozdział 2 

Emocje, jakie towarzyszyły mi podczas konkursu, były nie do opisania. Śmiech, wrzaski, oklaski, łzy. Kamil Stoch na pierwszym stopniu podium, całe Zakopane skandowało jego imię. Kolejny raz z rzędu nas nie zawiódł i pokazał klasę. Po konkursie nikt nie zamierzał tak szybko wracać do hotelu, wszyscy świętowali i bawili sie w karczmach i restauracjach. Ja jednak miałam dość wrażeń jak na jeden dzień, chciałam wrócić do swojego pokoju, położyć sie do łóżka i zasnąć.. Idąc zatłoczonymi ulicami miasta, spoglądałam na ludzi siedzących w lokalach. Biło od nich takie szczęście, tryskali radością i energią. Śnieg ciągle sypał, przez ostatnie kilka godzin napadało go naprawdę sporo. Nikomu to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Ludzie, bez względu na wiek, rzucali sie śnieżkami i robili aniołki w wielkich zaspach. Szłam jakiś czas zamyślona, kątem oka dostrzegłam, że przygląda mi sie moja przyjaciółka. Skierowałam swój wzrok na nią i zapytałam z uśmiechem:
 - Coś nie tak, Ewelinko?
 Uśmiechnęła sie do mnie szeroko.
- Nie, po prostu nic nie mówisz i zastanawiam się, jak Ci się podobał dzisiejszy konkurs? Jutro jest drużynowy, jak obstawiasz, kto wygra ? - zapytała. 
- Jeszcze pytasz? Było cudownie - zatrzymałam sie i przytuliłam ją mocno ze łzami w oczach. - A co do wygranej, to wiesz, że jestem wierna tylko polskiej drużynie - dodałam i z uśmiechem spojrzałam na Krzyśka. Chłopak objął mnie ramieniem i spoglądając mi w oczy, dodał:
- Bardzo mnie to cieszy.
 Patrzyłam na niego chwilę, po czym wróciłam do rozmowy z Eweliną. Dalsza droga do hotelu upłynęła nam nad debatowaniem o jutrzejszym konkursie. 
Po powrocie do pokoju wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka. Zasnęłam bardzo szybko. Rano przebudziło mnie dość głośne pukanie w drzwi. Zwlekłam się z łóżka i z na wpół otwartymi oczami, chwyciłam za klamkę uchylając drzwi. Ewelina wepchnęła mnie do pokoju i od progu coś trajkotała. Nie rozumiałam jej, byłam zaspana. Jedyne, co do mnie dotarło, to to, że mam sie ubierać, bo musimy wychodzić. Usiadłam na łóżku. Widziałam, jak przyjaciółka biegała w amoku po pokoju i wyjmowała moje ubrania z szafy. Spojrzałam na nią pytająco, po czym wyciągnęłam sie na łóżku i nakryłam kołdrą. Zamknęłam oczy i wtuliłam się w świeżą, pachnącą pościel. Jednak nie było mi dane poleżeć. Ewelina zwlokła pościel z łóżka razem ze mną. Gruchnęłam o podłogę i zaczęłam na nią krzyczeć:
- Co robisz?! Zwariowałaś?! Daj mi spać!
Dziewczyna pokręciła głową i przyniosła mi zestaw ubrań, który dla mnie wybrała na dzisiejszy dzień. Posłała mi ostre spojrzenie i wskazała mi ręka drogę do łazienki. Bez sprzeciwu wstawałam z podłogi i poszłam się ogarnąć. Założyłam to, co kazała mi przyjaciółka, lekko sie podmalowałam i wyszłam. Ku mojemu zdziwieniu, Eweliny nie było już w pokoju. Podeszłam do toaletki, zabrałam z niej portfel, telefon i klucze. Wrzuciłam to wszystko do torebki i wyszłam z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Zjechałam windą do recepcji, ale tam też jej nie było. Wyjęłam telefon i wykręciłam jej numer. Jak zwykle, abonent jest czasowo niedostępny. Standard - pomyślałam. Wyjrzałam za okno, na dworze panowała zawierucha. Co prawda śnieg już nie padał, ale wiał porywisty wiatr, który zawiewał i kotłował śnieg w powietrzu. Myślami błądziłam wokół wczorajszego dnia, tyle sie działo, to był dzień pełen wrażeń. Przed oczami stanął mi obraz szczęśliwego Kamila Stocha oraz jego wzruszonej i dumnej żony. Nie szczędzili sobie czułości, co nie umknęło uwadze fotoreporterów. Stałam tak dłuższą chwilę zamyślona, gdy ktoś zasłonił mi dłońmi oczy. Od razu wiedziałam, kto to był. Wyczułam charakterystyczną woń perfum Krzyśka. Tych, które dostał ode mnie w tym roku na urodziny. Uśmiechnęłam się i odwróciłam, spoglądając mu głęboko w oczy. Bił od niego taki spokój i radość, czułam, a wręcz byłam bardziej niż pewna tego, że coś kombinuje. Znałam go jak nikt inny, każdy jego gest, spojrzenie, a nawet uśmiech. Już miałam zapytać, co mu chodzi po głowie, ale przewala mi Ewelina, która chwyciła mnie za rękę, odciągając tym samym od Krzyśka i wyprowadzając mnie z hotelu. Przyjaciel pomachał mi radośnie na pożegnanie, czyli wiedział, co chodziło jej po głowie. Posłałam mu jedno z moich niezadowolonych spojrzeń. Parsknął śmiechem, odwinął sie na pięcie i poszedł w głąb hotelu. Powietrze na dworze było ostre, śniegowa zamieć prószyła mi w oczy, ledwo co widziałam. Ewelina wepchnęła mnie do samochodu na miejsce pasażera, a sama usiadła za kierownicą. Przekręciła kluczyk i po chwili gnałyśmy już przez centrum miasta. Zastanawiałam się, gdzie mnie wiezie. Nie pytałam, bo wiedziałam, że i tak nic by mi nie powiedziała. Próbowałam ją jakoś wyczuć, odczytać, ale była zbyt skupiona na drodze, miała kamienny wyraz twarzy. Nagle skręciła na jakąś polną dojazdową dróżkę, prowadząca w głąb lasu. Krajobraz był piękny, wysokie drzewa pokryte grubą warstwą białego puchu, uginały się lekko pod jego ciężarem. Zza górki widać było pas górski, który idealnie komponował się z wszystkim wokół. Podziwiałam widoki i myślałam o wszystkim, i o niczym. W radiu leciała piosenka, która idealnie oddawała to, czemu chciała się właśnie oddać:

 "przeżyć to co jest nam niepisane
Nigdy nic nie robić już na pamięć
Właśnie to, co dane nam nie było
Przeżyć to co zdarza się tylko raz.."

Z zamyślenia wyrwały mnie słowa Eweliny:
- Jesteśmy na miejscu.
Ocknęłam sie i zaczęłam rozglądać. Byliśmy w jakiejś leśniczówce, tak mi się przynajmniej wydawało. Niepewnie wysiadłam z samochodu. Posiadłość, przy której zaparkowałyśmy auto, była wpisana w cały krajobraz. Zaparło mi dech w piersiach. Zatrzymałam się i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Było tam tak pięknie. Ewelina przyglądała mi sie badawczo, śmiejąc sie pod nosem z mojej miny. Byłam oszołomiona. Przyjaciółka podeszła do mnie, objęła mnie ramieniem i lekko pchnęła przed siebie. Szłam, wlokąc sie niemiłosiernie. Myślałam, że śnię. Bajkowe otoczenie wzbudzało we mnie nieznane dotąd uczucia. Wchodząc na ganek przepięknego, drewnianego domu, zatrzymałam sie wpół schodka i jeszcze raz rzuciłam okiem na okolicę. Bezkresny spokój i piękno było zniewalające. Dostrzegłam, że moja towarzyszka zaczyna sie denerwować, poszłam w jej ślady i weszłam do domu. W przedpokoju przywitał nas serdecznie podstarzały pan, który zabrał od nas kurtki i skierował do salonu. Czułam się lekko zdezorientowana, z jednej strony chciałam uciec, bojąc sie tego, co mogę tam zastać, z drugiej zaś byłam ciekawa tego, po co właściwie przywiozła mnie tutaj Ewelina. Korytarz wiodący do salonu był usłany trofeami, każdy skrawek ściany został skrzętnie wykorzystany. Trofea dotyczyły rożnych dziedzin sportowych. Byłam coraz bardziej ciekawa. Kiedy w końcu weszłyśmy do salonu, w jego kącie dostrzegłam młodego chłopaka, który na widok Eweliny uśmiechnął sie życzliwie i wręcz podbiegł do niej, aby ją przytulić. Trwali w uścisku kilka sekund, po czym spojrzeli sobie w oczy i zastygli. Patrzyłam na nich zszokowana. W mojej głowie krążyło tysiąc myśli. Kim on był, dlaczego ja nic o nim nie wiedziałam, czemu mnie tu ze sobą przywlokła? Wpatrywałam się w nich chwilę, po czym chrząknęłam znacząco. W jednej chwili odskoczyli od siebie speszeni. Zrobiło mi sie głupio, że tak im przerwałam.
- Przepraszam, nie chcę wam przeszkadzać, ale właściwie to co my tutaj robimy? - zwróciłam sie do przyjaciółki.
Ewelina, lekko zmieszana, spoglądała to na mnie, to na nieznajomego, po czym mruknęła:
- A wiec chodzi o to, że chciałam Ci kogoś przedstawić. To jest Kuba - wskazała na chłopaka, który wyciągnął rękę w moja stronę i przyjaźnie sie uśmiechał.
- Miło mi, Jakub Wolny - powiedział.
Uścisnęłam z nim dłoń i odwzajemniałam uśmiech, przedstawiając się. 
- Może usiądziemy - zaproponował.
Spojrzałam pytająco na Ewelinkę, która przytaknęła głową. Usiadłam w fotelu, dając im szanse usiąść razem na niedużej kanapie. Spoglądali na siebie nieśmiało, jak dzieci w przedszkolu. Rozejrzałam się po pokoju. Był urządzony w stylu góralskim, połączonym z nutą nowoczesności. Idealny dom jak dla mnie. Wszystko ze sobą współgrało, tworzyło spójną całość, której każdy detal wykonany i przemyślany był w choćby najmniejszym szczególe. W czasie, w którym ja oddawałam się kontemplacji nad aranżacją wnętrza, Ewelina z Kubą rozmawiali na kanapie, śmiejąc sie przy tym i przekomarzając. W pewnym momencie Jakub objął dziewczynę w pasie i przysunął do siebie, ona oparła mu głowę na ramieniu i spojrzała na mnie zawstydzona. Spojrzałam na nich i powiedziałam, że domyślałam się, że coś jest miedzy nimi. Para spojrzała sobie w oczy i szepnęli coś do siebie porozumiewawczo, po czym przyjaciółka usiadła obok mnie, położyła swoje ręce na  moich i spojrzała mi w oczy.
- Jest jeszcze coś, o czym nie wiesz – zaczęła. - Organizacją twoich urodzin tutaj zajmowałam się ja i Krzysiek. Kilka razy przyjechaliśmy do Zakopanego, żeby dogadać szczegóły i tak dalej. I wtedy poznałam Kubę - spojrzała w jego stronę z czułością, po czym zerknęła mi w oczy i wypuściła głośno powietrze z płuc. Spojrzałam na nią pytająco. Nie lubiłam, jak ktoś trzymał mnie w niepewności, przyjaciółka doskonale o tym wiedział i po chwili kontynuowała:
- Spotkaliśmy sie tutaj kilka razy, wymieniliśmy numerami. Niby nic, a jednak się w nim zakochałam - wbiła wzrok w nasze splecione ręce.
- Z wzajemnością zresztą - odparł Kuba.
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się czule, po czym powiedziałam:
- To normalne, nie ma się czego wstydzić, kochanie - podniosłam brodę Eweliny na tyle, żeby nasze oczy sie spotkały. Widziałam w nich łzy.
- Ej, co jest? - zapytałam zaniepokojona. Przyjaciółka spojrzała mi głęboko w oczy, uśmiechała sie i wyszeptała:

- Jestem w ciąży...