środa, 6 maja 2015

Rozdział 3 

W drodze do hotelu w samochodzie panowała całkowita cisza. Ewelina w skupieniu prowadziła auto, a ja rozmyślałam nad tym wszystkim. Cieszyłam się z tego, że przyjaciółka w końcu znalazła kogoś, z kim jest szczęśliwa, ale obawiałam się również tego, jak dadzą sobie rade z dzieckiem. Przecież Ewelina mieszka w Warszawie, a on pod Zakopanym. W mojej głowie roiło sie od pytań, których nie byłam w stanie zadać swojej przyjaciółce, przynajmniej jeszcze nie teraz. Widziałam, jacy są ze sobą szczęśliwi, z jaką czułością i troską na siebie patrzą, w jaki sposób sie do siebie zwracają. W każdym ich geście, słowie, widać miłość. Ewelina zaparkowała auto i zgasiła silnik, żadna z nas jednak nie ruszyła sie z miejsca. Kątem oka widziałam, że mi sie przygląda. 
- Powiedz coś - wyszeptała smutno, spuszczając głowę.
Miałam pustkę w głowie, nie mogłam zebrać myśli. Wzruszyłam ramionami. Ewelina była zagubiona, z jednej strony szczęśliwa jak nigdy dotąd, ale bała sie i to strasznie. Jedyne, co zdołałam zrobić, to przysunąć się do niej i przytulić ją. Zaczęłyśmy obie płakać, po czym spojrzałyśmy na siebie i nadal płacząc zaczęłyśmy się śmiać. 
- Jakoś to będzie, poradzimy sobie z tym, przecież Cie nie zostawię - powiedziałam i poprawiłam jej czapkę. Przyjaciółka uśmiechnęła sie do mnie, otarła z policzków łzy i dodała:
- Wiem, dziękuje.
Po czym wtuliła sie we mnie. Wysiadłyśmy z auta w rewelacyjnym humorze, przekomarzałyśmy sie i szturchałyśmy. W drzwiach przywitał nas Krzysiek, który zapytał, jak minął nam dzień i czy poznałam już radosna nowinę "państwa Wolnych". Słysząc to, obydwie parsknęliśmy śmiechem. Ludzie na recepcji patrzyli na nas, jak na wariatki, ale my miałyśmy to gdzieś. Byłyśmy szczęśliwe i nic nie miało prawa popsuć nam dzisiejszego humoru. Postanowiłam się trochę odświeżyć i przebrać przed dzisiejszym konkursem drużynowym na Wielkiej Krokwi. Wchodząc pod prysznic, wszystkie problemy zostawiłam za sobą i w pełni oddałam sie relaksowi. Prysznic orzeźwił mnie troszkę i dodał energii. Włożyłam na siebie swoją ulubioną kurtkę, żółtą neonową czapkę, czarne spodnie i szaro-niebieskie trapery. Na twarz nałożyłam krem chroniący przed mrozem z pudrem i podkreśliłam oczy. Wyjrzałam za okno. Było ciemno, płatki śniegu powolnie sypały sie z nieba, przyklejając sie do szyby. Na horyzoncie widoczna była łuna światła, bijąca od skoczni. W kieszeni zaczął wibrować mi telefon. Wyjęłam go niespiesznie i odebrałam. Dzwonił Krzysiek, czekał na mnie pod hotelem. Chwyciłam torbę i wyszłam z pokoju. Na dworze było bardzo zimno, momentalnie zmroziło mi policzki. Krzysiek stał na skraju parkingu z kulką śniegu w ręku. Zanim zdążyłam krzyknąć, kulka trafiła mnie prosto w twarz. Stałam chwile w miejscu wkurzona, próbując wytrzepać śnieg z włosów, kiedy w moja stronę poleciała kolejna porcja kulek. Spojrzałam na niego oburzona i zaczęłam biec w jego stronę, wpadając na niego z impetem i wrzucając jego i siebie w wysoką zaspę. Nacieraliśmy sie nawzajem śniegiem i bawiliśmy jak dzieci - tak przynajmniej opisała to Ewelina, która przyglądała sie całej sytuacji, po czym podeszła do nas i zapytała, czy już skończyliśmy i czy możemy już iść pod skocznie. Byliśmy przemoczeni, ale nie przejmowaliśmy sie tym zbytnio. Bawiliśmy się świetnie, cała drogę przepychaliśmy sie i gadaliśmy głupoty. Ku mojemu zdziwieniu, zamiast do sektora VIP, do którego mieliśmy wykupiony dostęp, zaprowadzono nas do sektora dla rodzin skoczków. Na miejscu przywitał nas rozradowany Kuba. 
- No, nareszcie, ileż można na was czekać – powiedział, udając obrażonego. Ewelina podeszła do niego i z czułością odparła:
- Tyle, ile trzeba - po czym pocałowała go namiętnie, zarzucając mu ręce na ramiona. Jakub objął ją w pasie i przycisnął mocniej do siebie. Kiedy już zdołał się od niej oderwać, powiedział, że na nią będzie czekał, choćby całe życie. Na co wszyscy zebrani zareagowali przeciągłym „ooo…”. 
Speszona para usiadła na trybunach w uścisku. Usiedliśmy z Krzyśkiem za nimi. 
- Słodko razem wyglądają - szepnęłam do przyjaciela. Uśmiechnął się i spojrzał na mnie z czułością, muskając moje czoło ustami. Wtuliłam się w jego tors, biło od niego takie ciepło. Objął mnie ramieniem i oparł się o mnie.
- Masz ręce zimne jak lód - powiedział przejęty, wkładając moje ręce między swoje. Siedzieliśmy tak w oczekiwaniu na rozpoczęcie konkursu. Padał śnieg i wiał mocny wiatr. Seria zaczęła się przeciągać, rozpoczęcie było zaplanowane na godzinę 18, była już 19, a wiatr wzmagał na sile, wiec konkurs został odwołany. Byłam zawiedziona, miałam ponury humor. Wracając do hotelu nie odezwałam się nawet słowem. Weszłam do pokoju i rzuciłam sie na łóżko. Chciało mi się płakać. Przecież jutro wyjeżdżamy, a mnie omija najpiękniejsza rzecz w moim życiu. Tak marzyłam o tym, żeby zobaczyć to na własne oczy, przeżyć to wszystko. Teraz, kiedy tak naprawdę miałam to na wyciągnięcie reki i to straciłam, bolało jeszcze bardziej. Byłam załamana. Nie zwróciłam uwagi nawet na to, że nie zamknęłam za sobą drzwi. Nakryłam się kołdrą i płakałam. Poczułam, że ktoś mnie dotyka. Zerwałam z siebie szybko nakrycie i odetchnęłam z ulgą. To był tylko Krzysiek. Wtuliłam się z powrotem w pościel, nie przestając łkać. Usiadł koło mnie na łóżku i zaczął gładzić po plecach. Wiedział, że nie chce rozmawiać. Położył się koło mnie tak, że leżał ze mną twarzą w twarz. Spojrzałam na niego. Był smutny, w jego oczach widać było cierpienie, miał łzy w oczach. Przyglądał mi się z troską, nie przestając mnie gładzić. Uspokoiłam się i cały czas patrzyłam mu prosto w oczy. Z każdym oddechem byłam spokojniejsza. Krzysiek uśmiechnął się do mnie i zaczął zdejmować ze mnie kurtkę i buty. Usiadłam na łóżku i przyglądałam się temu, co robi. 
- No co? – zapytał. - Przecież nie będziesz spała w kurtce i butach, zagotowałabyś sie i co ja bym zrobił? - dodał szczerząc się w moją stronę, po czym usiadł za mną na łóżku i prześcignął do siebie. Objął mnie swoimi ramionami, a ja się w niego wtuliłam. Wiedział, czego potrzebuję, bił od niego taki spokój. Wsłuchiwałam się w jego melodyjny oddech, byłam jednak tak zmęczona całym dniem i płaczem, że nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. 
Rano obudziłam się wtulona w Krzyśka. Uśmiechnęłam sie w duchu i spojrzałam na jego twarz, tak słodko spał. Nie chciałam go budzić, ale strasznie chciało mi sie pić. Próbowałam się jakoś delikatnie wydostać z jego objęć. Kiedy tylko sie poruszyłam, uścisk się zwiększył i dostałam całusa w czoło. Spojrzałam na przyjaciela, był zaspany, ale uśmiechnięty. 
- A Ty gdzie sie wybierasz? – zapytał, posyłając mi jeden z najpiękniejszych uśmiechów. Odwzajemniałam uśmiech i przytuliłam sie do niego mocniej:

- Już teraz nigdzie - odparłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz