środa, 6 maja 2015

Rozdział 4 


Kiedy się przebudziłam, Krzyśka już nie było. Przeciągnęłam się leniwie na łóżku i sięgnęłam po telefon. Spojrzałam na godzinę. Była ósma trzydzieści i, ku mojemu zdziwieniu, żadnego połączenia ani smsa od mamy. Napisałam do niej wiadomość opisując, że u mnie wszystko okej, mam się dobrze, świetnie się bawię i że nie musi się o mnie martwić. Nie chciało mi się wstawać, miałam dobry humor. Włączyłam telewizor i wylegiwałam się do dziesiątej. Koło 11 wpadła do mnie Ewelina, żeby pogadać. Rozmawiałyśmy o tym, jak sobie wyobraża życie z Kubą na odległość i kiedy powie o tym rodzicom. Widziałam w jej oczach strach i niepewność, sama bałam się, o to jak dadzą sobie z tym wszystkim radę, ale nie dałam tego po sobie poznać. Zmieniałyśmy temat i gadałyśmy o jakiś duperelach, kiedy Ewelina spojrzała na mnie z podejrzliwym uśmieszkiem.
- Słuchaj, mam pytanko, co robiłaś po konkursie? - zapytała. 
- Nic takiego, wróciłam do pokoju i poszłam spać - odpowiedziałam z uśmiechem. Ewelina nie odpuszczała i ciągnęła dalej. 
- Byłaś sama, czy z Krzyśkiem ? - dociekała.                                                
- Do czego zmierzasz ? - zaczerwieniłam się. 
- A no do tego, że widziałam dziś Krzyśka, jak wychodził od ciebie z pokoju nad ranem - powiedział i spojrzała na mnie, ciekawa mojej odpowiedzi. Czułam, jak płoną mi policzki. 
- Gadaliśmy do późna i zasnęliśmy – odpowiedziałam, blado się uśmiechając. 
- Tylko spaliście czy coś więcej? 
Spojrzałam na nią zaskoczona, po czym warknęłam: 
- Ewelina, na Boga! To tylko przyjaciel. 
- Tak, wiem. Chciałam mięć pewność.
- Gdyby było inaczej, pierwsza byś się o tym dowiedziała. 
Na tym skończyłyśmy temat Krzyśka i wróciłyśmy do ploteczek. Omawiałyśmy plan podróży powrotnej do domu.
- Nie chce dziś wracać, tak mi tu dobrze - powiedziałam zrezygnowana. 
- A co ja mam powiedzieć? Nie chce rozstawać się z Kubą, już za nim tęsknię, a nie widziałam go raptem dwie godziny - wyraźnie posmutniała. Przytuliłam ją do siebie i gładziłam po plecach, wspominając tym samym wczorajszy wieczór. Mieliśmy wyjechać dziś wieczorem, około 18. Zaczęłam sie pakować, zbierałam swoje rzeczy po pokoju, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam swojego brata z Julką. Zamurowało mnie, stałam w bezruchu kilka minut, po czy wydukałam: 
- A co wy tutaj robicie? 
Julka spojrzała na Kubę i obydwoje wybuchnęli śmiechem, wpychając mnie do pokoju. Usiadłam na łóżku i czekałam na jakieś wyjaśnienia z ich strony. Zaczął Jakub: 
- A wiec sprawa wygląda tak – wiemy, jak bardzo kochasz skoki, góry i tak dalej, dlatego też wykupiliśmy Ci jeszcze dwudniowy pobyt tutaj - powiedział rozentuzjazmowany. Patrzyłam na niego i nie docierało do mnie to, co powiedział. Julka usiadła koło mnie i objęła mnie ramieniem, po czym szepnęła mi do ucha: 
- Kaja, zostajesz, rozumiesz to? 
Spojrzałam na nią ze łzami w oczach, wstałam i rzuciłam się bratu na szyję, śmiejąc sie i płacząc jednocześnie. W tym samym czasie do pokoju weszła Ewelina, która patrzyła na nas zdezorientowana. Kiedy tylko powiedziałam jej, że zostajemy, była prze szczęśliwa. Szybko wybiegła z pokoju, próbując dodzwonić sie do Kuby z radosną nowiną. Posiedziałam ze swoimi gośćmi jakiś czas i zaczęłam przygotowywać sie do dzisiejszego konkursu. Krzysiek kupił już bilety, to dzięki niemu tutaj zostałam. Wstał wcześniej ode mnie i zadzwonił do rodziców, wyjaśniając im wszystko. 
- Kochany jest - szepnęłam pod nosem. 
Julka spojrzała na mnie pytająco. 
- Kto jest taki kochany?
 Zaczerwieniłam się.
- Nikt - odparłam, kierując sie w stronę łazienki. Wzięłam szybki prysznic, umalowałam się leciutko i byłam gotowa do wyjścia. 
O 19 wszyscy byliśmy już pod skocznią w sektorze rodzinnym. Jednak związek Eweliny do czegoś sie przydał - pozmyślam, uśmiechając się na widok obściskującej sie pary. Julka z Kubą usiedli na najwyższym stopniu trybu, ja z Eweliną wybrałyśmy pierwszy rząd. Zanim usiadłam, rozejrzałam sie wokół. Próbowałam znaleźć w tłumie Krzyśka, kiedy przed moimi oczami pojawiła sie uśmiechnięta blondynka z aparatem. Zanim sie zorientowałam, zdążyła zrobić mi zdjęcie, po czym wyciągnęła do mnie rękę i przedstawiła sie uprzejmie: 
- Miło mi, Ewa Bilan Stoch. 
Spojrzałam na nią uśmiechnięta i również się przedstawiłam. Byłam zaskoczona, czego nie dałam po sobie poznać. Usiadłam na ławce, dziewczyna poszła w moje ślady i zwróciła sie do mnie przyjaźnie: 
- Przyszłaś z Krzyśkiem, tak? Widziałam was tutaj wczoraj, jesteście parą? 
- Nie, nie jesteśmy parą. My się przyjaźnimy - opowiedziałam zawstydzona.
Ewa chciała jeszcze coś powiedzieć, ale ktoś zaczął ją wołać, wiec przeprosiła mnie i odeszła w stronę domku polskiej kadry. Odprowadziłam ją wzrokiem i spojrzałam na Ewelinę. Nadal miziała się z Kubą. Przewróciłam oczami i wyjęłam telefon z kieszeni, wybrałam numer Krzyśka i już miałam dzwonić, kiedy zobaczyłam go pod skocznią. Spojrzał na mnie i zaczął mi machać i krzyczeć coś, próbując przebić się przez okrzyki fanów zebranych pod skocznią. Pokazałam mu gestami, że nic nie rozumiem i pomachałam do niego komórka. Zrozumiał co miałam na myśli i zadzwonił do mnie. 
- Halo, Krzysiek, chodź tu do mnie, co ty tam robisz? - zapytałam. 
- Zaraz przyjdę, Kruczek mnie do siebie wezwał, muszę na niego poczekać. 
- Okej, to ja czekam na Ciebie. Tylko szybko, bo marznę bez Ciebie - uśmiechnęłam się słodko, słysząc stłumiony śmiech zadowolenia Krzyśka, po czym się rozłączyłam. 
Konkurs powoli sie zaczynał, skoczkowie z pierwszej dziesiątki czekali już przy belce startowej. Trybuny pękały w szwach, wszystkie miejsca były zajęte. Kilka osób chciało zając miejsce koło mnie, ale broniłam go jak lwica, wiedząc, że zaraz przyjdzie Krzysiek. Widziałam, że Kruczek zmierza w stronę wieży sędziowskiej. Próbowałam namierzyć przyjaciela - bezskutecznie. Robiło sie coraz zimniej, zaczęłam mimowolnie szczekać zębami, trzęsąc sie z zimna. Nie wiadomo skąd, tuż przede mną znów pojawiła sie Ewa z dwoma kubkami grzańca z pomarańczą i goździkiem. 
- Proszę, widzę że strasznie zmarzłaś - powiedziała, podając mi jeden z kubków.
- Dziękuje - wydukałam i szybko upiłam łyk gorącego napoju. Po chwili poczułam przyjemne ciepło, rozchodzące sie po całym ciele. Uśmiechnęłam sie do Ewy, wskazując zapraszająco na wolne miejsce koło siebie. Usiadła i złapała mnie pod rękę śmiejąc się, że jej też się udziela mroźny wieczór. Przesiedziałyśmy tak cały konkurs, plotkując przy tym i śmiejąc się w głos. Przestawałyśmy tylko wtedy, kiedy skakali nasi. Po skończonej 2 serii i zdobyciu przez polską kadrę 3 miejsca, pożegnałam się z Ewą i wróciłam do hotelu. Szłam wolno, nie spieszyło mi się. Myślałam o tym, o czym rozmawiałam z żoną Stocha, o ogromnej presji ciążącej na każdym skoczku, o ich problemach z wiarą w siebie. Uważała, że decyzja o odwołaniu psychologa, była błędem i że przydałby sie ktoś, kto mógłby ich wspierać, po prostu rozmawiać z nimi o problemach. Przyznałam jej rację. Wiedziała, że w następnym roku wybieram sie na studia do Krakowa na kierunek psychologii sportu, dlatego wymieniła sie ze mną numerem telefonu. Miała jakiś pomysł, o którym nie mogła, a raczej nie chciała mi na razie powiedzieć. Kiedy już sie z nią pożegnałam, rzuciła na odchodne: - czekaj na mój telefon - puszczając mi oczko. Rozmyślanie i rozpamiętywanie rozmowy z Ewą zajęło mi całą drogę powrotną do hotelu. Byłam pod drzwiami wejściowymi, kiedy między drzewami zauważyłam znajomą twarz. Podeszłam bliżej i usiadłam na ławce. Spojrzałam na niego zatroskana i przysunęłam się do niego bliżej, chwytając go za rękę. Miał wzrok wbity w ziemie, przekręciłam jego twarz w swoją stronę, umożliwiając mu spojrzenie mi w oczy. Widać było, że płakał. Byłam przerażona. Nigdy nie widziałam go jeszcze w takim stanie. W jego oczach malował się ból i cierpienie, z oczu spłynęła mu pojedyncza łza, którą pośpiesznie wytarł, odwracając głowę w przeciwną stronę. 
- Co sie stało? - zapytałam, ledwo mogąc wydusić z siebie to pytanie.
Czułam, jak łzy napływają mi do oczu, głos ciążył mi w gardle, nie mogąc się wydostać. Odwrócił sie w moją stronę i nie patrząc na mnie, wydukał: 

- Wyjeżdżam.. - po czym wstał i zostawił mnie samą na mrozie, płacząca, bezradną i zagubioną..
Rozdział 3 

W drodze do hotelu w samochodzie panowała całkowita cisza. Ewelina w skupieniu prowadziła auto, a ja rozmyślałam nad tym wszystkim. Cieszyłam się z tego, że przyjaciółka w końcu znalazła kogoś, z kim jest szczęśliwa, ale obawiałam się również tego, jak dadzą sobie rade z dzieckiem. Przecież Ewelina mieszka w Warszawie, a on pod Zakopanym. W mojej głowie roiło sie od pytań, których nie byłam w stanie zadać swojej przyjaciółce, przynajmniej jeszcze nie teraz. Widziałam, jacy są ze sobą szczęśliwi, z jaką czułością i troską na siebie patrzą, w jaki sposób sie do siebie zwracają. W każdym ich geście, słowie, widać miłość. Ewelina zaparkowała auto i zgasiła silnik, żadna z nas jednak nie ruszyła sie z miejsca. Kątem oka widziałam, że mi sie przygląda. 
- Powiedz coś - wyszeptała smutno, spuszczając głowę.
Miałam pustkę w głowie, nie mogłam zebrać myśli. Wzruszyłam ramionami. Ewelina była zagubiona, z jednej strony szczęśliwa jak nigdy dotąd, ale bała sie i to strasznie. Jedyne, co zdołałam zrobić, to przysunąć się do niej i przytulić ją. Zaczęłyśmy obie płakać, po czym spojrzałyśmy na siebie i nadal płacząc zaczęłyśmy się śmiać. 
- Jakoś to będzie, poradzimy sobie z tym, przecież Cie nie zostawię - powiedziałam i poprawiłam jej czapkę. Przyjaciółka uśmiechnęła sie do mnie, otarła z policzków łzy i dodała:
- Wiem, dziękuje.
Po czym wtuliła sie we mnie. Wysiadłyśmy z auta w rewelacyjnym humorze, przekomarzałyśmy sie i szturchałyśmy. W drzwiach przywitał nas Krzysiek, który zapytał, jak minął nam dzień i czy poznałam już radosna nowinę "państwa Wolnych". Słysząc to, obydwie parsknęliśmy śmiechem. Ludzie na recepcji patrzyli na nas, jak na wariatki, ale my miałyśmy to gdzieś. Byłyśmy szczęśliwe i nic nie miało prawa popsuć nam dzisiejszego humoru. Postanowiłam się trochę odświeżyć i przebrać przed dzisiejszym konkursem drużynowym na Wielkiej Krokwi. Wchodząc pod prysznic, wszystkie problemy zostawiłam za sobą i w pełni oddałam sie relaksowi. Prysznic orzeźwił mnie troszkę i dodał energii. Włożyłam na siebie swoją ulubioną kurtkę, żółtą neonową czapkę, czarne spodnie i szaro-niebieskie trapery. Na twarz nałożyłam krem chroniący przed mrozem z pudrem i podkreśliłam oczy. Wyjrzałam za okno. Było ciemno, płatki śniegu powolnie sypały sie z nieba, przyklejając sie do szyby. Na horyzoncie widoczna była łuna światła, bijąca od skoczni. W kieszeni zaczął wibrować mi telefon. Wyjęłam go niespiesznie i odebrałam. Dzwonił Krzysiek, czekał na mnie pod hotelem. Chwyciłam torbę i wyszłam z pokoju. Na dworze było bardzo zimno, momentalnie zmroziło mi policzki. Krzysiek stał na skraju parkingu z kulką śniegu w ręku. Zanim zdążyłam krzyknąć, kulka trafiła mnie prosto w twarz. Stałam chwile w miejscu wkurzona, próbując wytrzepać śnieg z włosów, kiedy w moja stronę poleciała kolejna porcja kulek. Spojrzałam na niego oburzona i zaczęłam biec w jego stronę, wpadając na niego z impetem i wrzucając jego i siebie w wysoką zaspę. Nacieraliśmy sie nawzajem śniegiem i bawiliśmy jak dzieci - tak przynajmniej opisała to Ewelina, która przyglądała sie całej sytuacji, po czym podeszła do nas i zapytała, czy już skończyliśmy i czy możemy już iść pod skocznie. Byliśmy przemoczeni, ale nie przejmowaliśmy sie tym zbytnio. Bawiliśmy się świetnie, cała drogę przepychaliśmy sie i gadaliśmy głupoty. Ku mojemu zdziwieniu, zamiast do sektora VIP, do którego mieliśmy wykupiony dostęp, zaprowadzono nas do sektora dla rodzin skoczków. Na miejscu przywitał nas rozradowany Kuba. 
- No, nareszcie, ileż można na was czekać – powiedział, udając obrażonego. Ewelina podeszła do niego i z czułością odparła:
- Tyle, ile trzeba - po czym pocałowała go namiętnie, zarzucając mu ręce na ramiona. Jakub objął ją w pasie i przycisnął mocniej do siebie. Kiedy już zdołał się od niej oderwać, powiedział, że na nią będzie czekał, choćby całe życie. Na co wszyscy zebrani zareagowali przeciągłym „ooo…”. 
Speszona para usiadła na trybunach w uścisku. Usiedliśmy z Krzyśkiem za nimi. 
- Słodko razem wyglądają - szepnęłam do przyjaciela. Uśmiechnął się i spojrzał na mnie z czułością, muskając moje czoło ustami. Wtuliłam się w jego tors, biło od niego takie ciepło. Objął mnie ramieniem i oparł się o mnie.
- Masz ręce zimne jak lód - powiedział przejęty, wkładając moje ręce między swoje. Siedzieliśmy tak w oczekiwaniu na rozpoczęcie konkursu. Padał śnieg i wiał mocny wiatr. Seria zaczęła się przeciągać, rozpoczęcie było zaplanowane na godzinę 18, była już 19, a wiatr wzmagał na sile, wiec konkurs został odwołany. Byłam zawiedziona, miałam ponury humor. Wracając do hotelu nie odezwałam się nawet słowem. Weszłam do pokoju i rzuciłam sie na łóżko. Chciało mi się płakać. Przecież jutro wyjeżdżamy, a mnie omija najpiękniejsza rzecz w moim życiu. Tak marzyłam o tym, żeby zobaczyć to na własne oczy, przeżyć to wszystko. Teraz, kiedy tak naprawdę miałam to na wyciągnięcie reki i to straciłam, bolało jeszcze bardziej. Byłam załamana. Nie zwróciłam uwagi nawet na to, że nie zamknęłam za sobą drzwi. Nakryłam się kołdrą i płakałam. Poczułam, że ktoś mnie dotyka. Zerwałam z siebie szybko nakrycie i odetchnęłam z ulgą. To był tylko Krzysiek. Wtuliłam się z powrotem w pościel, nie przestając łkać. Usiadł koło mnie na łóżku i zaczął gładzić po plecach. Wiedział, że nie chce rozmawiać. Położył się koło mnie tak, że leżał ze mną twarzą w twarz. Spojrzałam na niego. Był smutny, w jego oczach widać było cierpienie, miał łzy w oczach. Przyglądał mi się z troską, nie przestając mnie gładzić. Uspokoiłam się i cały czas patrzyłam mu prosto w oczy. Z każdym oddechem byłam spokojniejsza. Krzysiek uśmiechnął się do mnie i zaczął zdejmować ze mnie kurtkę i buty. Usiadłam na łóżku i przyglądałam się temu, co robi. 
- No co? – zapytał. - Przecież nie będziesz spała w kurtce i butach, zagotowałabyś sie i co ja bym zrobił? - dodał szczerząc się w moją stronę, po czym usiadł za mną na łóżku i prześcignął do siebie. Objął mnie swoimi ramionami, a ja się w niego wtuliłam. Wiedział, czego potrzebuję, bił od niego taki spokój. Wsłuchiwałam się w jego melodyjny oddech, byłam jednak tak zmęczona całym dniem i płaczem, że nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. 
Rano obudziłam się wtulona w Krzyśka. Uśmiechnęłam sie w duchu i spojrzałam na jego twarz, tak słodko spał. Nie chciałam go budzić, ale strasznie chciało mi sie pić. Próbowałam się jakoś delikatnie wydostać z jego objęć. Kiedy tylko sie poruszyłam, uścisk się zwiększył i dostałam całusa w czoło. Spojrzałam na przyjaciela, był zaspany, ale uśmiechnięty. 
- A Ty gdzie sie wybierasz? – zapytał, posyłając mi jeden z najpiękniejszych uśmiechów. Odwzajemniałam uśmiech i przytuliłam sie do niego mocniej:

- Już teraz nigdzie - odparłam.
Rozdział 2 

Emocje, jakie towarzyszyły mi podczas konkursu, były nie do opisania. Śmiech, wrzaski, oklaski, łzy. Kamil Stoch na pierwszym stopniu podium, całe Zakopane skandowało jego imię. Kolejny raz z rzędu nas nie zawiódł i pokazał klasę. Po konkursie nikt nie zamierzał tak szybko wracać do hotelu, wszyscy świętowali i bawili sie w karczmach i restauracjach. Ja jednak miałam dość wrażeń jak na jeden dzień, chciałam wrócić do swojego pokoju, położyć sie do łóżka i zasnąć.. Idąc zatłoczonymi ulicami miasta, spoglądałam na ludzi siedzących w lokalach. Biło od nich takie szczęście, tryskali radością i energią. Śnieg ciągle sypał, przez ostatnie kilka godzin napadało go naprawdę sporo. Nikomu to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Ludzie, bez względu na wiek, rzucali sie śnieżkami i robili aniołki w wielkich zaspach. Szłam jakiś czas zamyślona, kątem oka dostrzegłam, że przygląda mi sie moja przyjaciółka. Skierowałam swój wzrok na nią i zapytałam z uśmiechem:
 - Coś nie tak, Ewelinko?
 Uśmiechnęła sie do mnie szeroko.
- Nie, po prostu nic nie mówisz i zastanawiam się, jak Ci się podobał dzisiejszy konkurs? Jutro jest drużynowy, jak obstawiasz, kto wygra ? - zapytała. 
- Jeszcze pytasz? Było cudownie - zatrzymałam sie i przytuliłam ją mocno ze łzami w oczach. - A co do wygranej, to wiesz, że jestem wierna tylko polskiej drużynie - dodałam i z uśmiechem spojrzałam na Krzyśka. Chłopak objął mnie ramieniem i spoglądając mi w oczy, dodał:
- Bardzo mnie to cieszy.
 Patrzyłam na niego chwilę, po czym wróciłam do rozmowy z Eweliną. Dalsza droga do hotelu upłynęła nam nad debatowaniem o jutrzejszym konkursie. 
Po powrocie do pokoju wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka. Zasnęłam bardzo szybko. Rano przebudziło mnie dość głośne pukanie w drzwi. Zwlekłam się z łóżka i z na wpół otwartymi oczami, chwyciłam za klamkę uchylając drzwi. Ewelina wepchnęła mnie do pokoju i od progu coś trajkotała. Nie rozumiałam jej, byłam zaspana. Jedyne, co do mnie dotarło, to to, że mam sie ubierać, bo musimy wychodzić. Usiadłam na łóżku. Widziałam, jak przyjaciółka biegała w amoku po pokoju i wyjmowała moje ubrania z szafy. Spojrzałam na nią pytająco, po czym wyciągnęłam sie na łóżku i nakryłam kołdrą. Zamknęłam oczy i wtuliłam się w świeżą, pachnącą pościel. Jednak nie było mi dane poleżeć. Ewelina zwlokła pościel z łóżka razem ze mną. Gruchnęłam o podłogę i zaczęłam na nią krzyczeć:
- Co robisz?! Zwariowałaś?! Daj mi spać!
Dziewczyna pokręciła głową i przyniosła mi zestaw ubrań, który dla mnie wybrała na dzisiejszy dzień. Posłała mi ostre spojrzenie i wskazała mi ręka drogę do łazienki. Bez sprzeciwu wstawałam z podłogi i poszłam się ogarnąć. Założyłam to, co kazała mi przyjaciółka, lekko sie podmalowałam i wyszłam. Ku mojemu zdziwieniu, Eweliny nie było już w pokoju. Podeszłam do toaletki, zabrałam z niej portfel, telefon i klucze. Wrzuciłam to wszystko do torebki i wyszłam z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Zjechałam windą do recepcji, ale tam też jej nie było. Wyjęłam telefon i wykręciłam jej numer. Jak zwykle, abonent jest czasowo niedostępny. Standard - pomyślałam. Wyjrzałam za okno, na dworze panowała zawierucha. Co prawda śnieg już nie padał, ale wiał porywisty wiatr, który zawiewał i kotłował śnieg w powietrzu. Myślami błądziłam wokół wczorajszego dnia, tyle sie działo, to był dzień pełen wrażeń. Przed oczami stanął mi obraz szczęśliwego Kamila Stocha oraz jego wzruszonej i dumnej żony. Nie szczędzili sobie czułości, co nie umknęło uwadze fotoreporterów. Stałam tak dłuższą chwilę zamyślona, gdy ktoś zasłonił mi dłońmi oczy. Od razu wiedziałam, kto to był. Wyczułam charakterystyczną woń perfum Krzyśka. Tych, które dostał ode mnie w tym roku na urodziny. Uśmiechnęłam się i odwróciłam, spoglądając mu głęboko w oczy. Bił od niego taki spokój i radość, czułam, a wręcz byłam bardziej niż pewna tego, że coś kombinuje. Znałam go jak nikt inny, każdy jego gest, spojrzenie, a nawet uśmiech. Już miałam zapytać, co mu chodzi po głowie, ale przewala mi Ewelina, która chwyciła mnie za rękę, odciągając tym samym od Krzyśka i wyprowadzając mnie z hotelu. Przyjaciel pomachał mi radośnie na pożegnanie, czyli wiedział, co chodziło jej po głowie. Posłałam mu jedno z moich niezadowolonych spojrzeń. Parsknął śmiechem, odwinął sie na pięcie i poszedł w głąb hotelu. Powietrze na dworze było ostre, śniegowa zamieć prószyła mi w oczy, ledwo co widziałam. Ewelina wepchnęła mnie do samochodu na miejsce pasażera, a sama usiadła za kierownicą. Przekręciła kluczyk i po chwili gnałyśmy już przez centrum miasta. Zastanawiałam się, gdzie mnie wiezie. Nie pytałam, bo wiedziałam, że i tak nic by mi nie powiedziała. Próbowałam ją jakoś wyczuć, odczytać, ale była zbyt skupiona na drodze, miała kamienny wyraz twarzy. Nagle skręciła na jakąś polną dojazdową dróżkę, prowadząca w głąb lasu. Krajobraz był piękny, wysokie drzewa pokryte grubą warstwą białego puchu, uginały się lekko pod jego ciężarem. Zza górki widać było pas górski, który idealnie komponował się z wszystkim wokół. Podziwiałam widoki i myślałam o wszystkim, i o niczym. W radiu leciała piosenka, która idealnie oddawała to, czemu chciała się właśnie oddać:

 "przeżyć to co jest nam niepisane
Nigdy nic nie robić już na pamięć
Właśnie to, co dane nam nie było
Przeżyć to co zdarza się tylko raz.."

Z zamyślenia wyrwały mnie słowa Eweliny:
- Jesteśmy na miejscu.
Ocknęłam sie i zaczęłam rozglądać. Byliśmy w jakiejś leśniczówce, tak mi się przynajmniej wydawało. Niepewnie wysiadłam z samochodu. Posiadłość, przy której zaparkowałyśmy auto, była wpisana w cały krajobraz. Zaparło mi dech w piersiach. Zatrzymałam się i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Było tam tak pięknie. Ewelina przyglądała mi sie badawczo, śmiejąc sie pod nosem z mojej miny. Byłam oszołomiona. Przyjaciółka podeszła do mnie, objęła mnie ramieniem i lekko pchnęła przed siebie. Szłam, wlokąc sie niemiłosiernie. Myślałam, że śnię. Bajkowe otoczenie wzbudzało we mnie nieznane dotąd uczucia. Wchodząc na ganek przepięknego, drewnianego domu, zatrzymałam sie wpół schodka i jeszcze raz rzuciłam okiem na okolicę. Bezkresny spokój i piękno było zniewalające. Dostrzegłam, że moja towarzyszka zaczyna sie denerwować, poszłam w jej ślady i weszłam do domu. W przedpokoju przywitał nas serdecznie podstarzały pan, który zabrał od nas kurtki i skierował do salonu. Czułam się lekko zdezorientowana, z jednej strony chciałam uciec, bojąc sie tego, co mogę tam zastać, z drugiej zaś byłam ciekawa tego, po co właściwie przywiozła mnie tutaj Ewelina. Korytarz wiodący do salonu był usłany trofeami, każdy skrawek ściany został skrzętnie wykorzystany. Trofea dotyczyły rożnych dziedzin sportowych. Byłam coraz bardziej ciekawa. Kiedy w końcu weszłyśmy do salonu, w jego kącie dostrzegłam młodego chłopaka, który na widok Eweliny uśmiechnął sie życzliwie i wręcz podbiegł do niej, aby ją przytulić. Trwali w uścisku kilka sekund, po czym spojrzeli sobie w oczy i zastygli. Patrzyłam na nich zszokowana. W mojej głowie krążyło tysiąc myśli. Kim on był, dlaczego ja nic o nim nie wiedziałam, czemu mnie tu ze sobą przywlokła? Wpatrywałam się w nich chwilę, po czym chrząknęłam znacząco. W jednej chwili odskoczyli od siebie speszeni. Zrobiło mi sie głupio, że tak im przerwałam.
- Przepraszam, nie chcę wam przeszkadzać, ale właściwie to co my tutaj robimy? - zwróciłam sie do przyjaciółki.
Ewelina, lekko zmieszana, spoglądała to na mnie, to na nieznajomego, po czym mruknęła:
- A wiec chodzi o to, że chciałam Ci kogoś przedstawić. To jest Kuba - wskazała na chłopaka, który wyciągnął rękę w moja stronę i przyjaźnie sie uśmiechał.
- Miło mi, Jakub Wolny - powiedział.
Uścisnęłam z nim dłoń i odwzajemniałam uśmiech, przedstawiając się. 
- Może usiądziemy - zaproponował.
Spojrzałam pytająco na Ewelinkę, która przytaknęła głową. Usiadłam w fotelu, dając im szanse usiąść razem na niedużej kanapie. Spoglądali na siebie nieśmiało, jak dzieci w przedszkolu. Rozejrzałam się po pokoju. Był urządzony w stylu góralskim, połączonym z nutą nowoczesności. Idealny dom jak dla mnie. Wszystko ze sobą współgrało, tworzyło spójną całość, której każdy detal wykonany i przemyślany był w choćby najmniejszym szczególe. W czasie, w którym ja oddawałam się kontemplacji nad aranżacją wnętrza, Ewelina z Kubą rozmawiali na kanapie, śmiejąc sie przy tym i przekomarzając. W pewnym momencie Jakub objął dziewczynę w pasie i przysunął do siebie, ona oparła mu głowę na ramieniu i spojrzała na mnie zawstydzona. Spojrzałam na nich i powiedziałam, że domyślałam się, że coś jest miedzy nimi. Para spojrzała sobie w oczy i szepnęli coś do siebie porozumiewawczo, po czym przyjaciółka usiadła obok mnie, położyła swoje ręce na  moich i spojrzała mi w oczy.
- Jest jeszcze coś, o czym nie wiesz – zaczęła. - Organizacją twoich urodzin tutaj zajmowałam się ja i Krzysiek. Kilka razy przyjechaliśmy do Zakopanego, żeby dogadać szczegóły i tak dalej. I wtedy poznałam Kubę - spojrzała w jego stronę z czułością, po czym zerknęła mi w oczy i wypuściła głośno powietrze z płuc. Spojrzałam na nią pytająco. Nie lubiłam, jak ktoś trzymał mnie w niepewności, przyjaciółka doskonale o tym wiedział i po chwili kontynuowała:
- Spotkaliśmy sie tutaj kilka razy, wymieniliśmy numerami. Niby nic, a jednak się w nim zakochałam - wbiła wzrok w nasze splecione ręce.
- Z wzajemnością zresztą - odparł Kuba.
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się czule, po czym powiedziałam:
- To normalne, nie ma się czego wstydzić, kochanie - podniosłam brodę Eweliny na tyle, żeby nasze oczy sie spotkały. Widziałam w nich łzy.
- Ej, co jest? - zapytałam zaniepokojona. Przyjaciółka spojrzała mi głęboko w oczy, uśmiechała sie i wyszeptała:

- Jestem w ciąży...

niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział 1 

W głowie miałam pustkę, moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Próbowałam się ocknąć, ale nie miałam na to siły. Słyszałam, jak Janek krzyczał na Kamila: 
- Gaz do dechy, z nią jest coraz gorzej! 
- Boże ona jest taka blada - powiedział Klemens. - Mała słyszysz mnie? - Zwrócił się do mnie - Nie rób mi tego, nie odchodź, nie dziś, proszę - mówił ze smutkiem w głosie, potrząsając mną lekko. Mknęliśmy przez centrum Zakopanego grubo ponad 150 km/h. Kamil był mocno skupiony, Piotrek nawigowali go z przodu, a Janek z Klimkiem próbowali mnie jakoś ocucić. Samochodem dość mocno rzucało, prędkość i dziurawe drogi robią swoje, Klemens przytrzymywał mi głowę na swoim ramieniu, żeby nie latała we wszystkie strony. W przeciągu zaledwie piętnastu minut dojechaliśmy do szpitala. Kamil wyskoczył z auta jak oparzony i otworzył tylne drzwi. Uderzył mnie podmuch lodowatego powietrza, wzdrygnęłam się. Piotrek poleciał na SOR zawołać kogoś do pomocy, a Janek z Kamilem pomagali Klimkowi bezpiecznie wyjąć mnie z samochodu. Chłopak, jak gdyby nigdy nic, wziął mnie na ręce i wysiadł z samochodu bez większego wysiłku. Klemens wniósł mnie na izbę przyjęć, gdzie wpadł na biegnącego Żyłę z noszami. Chłopcy położyli mnie delikatnie na zimnym obiciu leżanki. Nadal walczyłam sama ze sobą, tak bardzo chciałam się wreszcie obudzić, podziękować im za opiekę i przeprosić za to całe zamieszanie. Czułam się strasznie głupio. Łóżko, na którym leżałam, zaczęło się przemieszczać. Z hałaśliwej izby przyjęć wwieźli mnie do jakiejś cichej i niewielkiej sali. Słyszałam pielęgniarkę, która kłóciła się z lekarzem o to, co mi podać. Nagle poczułam silne ukłucie w okolicy prawego nadgarstka. Cicho jęknęłam. Po chwili nastała zupełna cisza, głowa zaczęła mnie mniej boleć i powoli odzyskiwałam przytomność. Po jakiś 5 minutach otworzyłam oczy. Z każdym mrugnięciem zawirowania ustawały coraz bardziej. Lekko rozproszona, wspięłam się na łokcie i spojrzałam na siedzącego tyłem do mnie doktora. Chrząknęłam znacząco, co sprawiło, że lekarz raczył się odwrócić i spojrzeć na moją skromną osobę. Odkąd pamiętam, nienawidziłam lekarzy, leków, igieł i tym podobnych rzeczy. Spojrzałam na prawą dłoń i jęknęłam przeciągle. Miałam założony wenflon i podłączoną kroplówkę. Doktor siedział wyprostowany na swoim fotelu i przyglądał mi się bacznie, po czym zapytał z udawaną troską
- Czy coś nie tak? Jak się pani czuje? 
- Dobrze, mogę już stąd wyjść? - zapytałam.
Lekarz spojrzał na mnie z politowaniem.
- W żadnym wypadku, mogła pani doznać poważnego urazu czaszki podczas wypadku. Trzeba panią prześwietlić i wykonać kilka dodatkowych badań, stwierdzających, czy pani życiu nie zagraża żadne niebezpieczeństwo.
Patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana. Co on mi tu pieprzy - pomyślałam. Bez namysłu dodałam:
- Nic mi pan nie będzie prześwietlał, bo ja sobie tego nie życzę - po czym wstałam z kozetki, wypielam sobie kroplówkę i opuściłam gabinet zabiegowy. Ku mojemu zdziwieniu, pod drzwiami siedziała ta sama czwórka, która mnie tu przywiozła. Wstali i spojrzeli na mnie pytająco. Uśmiechnęłam się do nich i powiedziałam, że nic mi nie jest. Lekko się przy tym skrzywiłam, co nie umknęło ich uwadze. Piotrek podszedł do mnie bliżej i spojrzał mi w oczy.
- No sory, ale coś czuje, że nie mówisz nam wszystkiego - powiedział podejrzliwie. Westchnęłam i usiadłam na krzesełku.
- No dobra. Chcieli mi zrobić jakieś badania - powiedziałam i widząc ich lekko zniesmaczone miny, dodałam: - Ale ja na prawdę dobrze się czuję. Serio, nic mi się jest.
Uśmiechnęłam się najładniej jak tylko potrafiłam. Chłopcy spojrzeli po sobie. Kamil podał mi rękę, zmuszając mnie tym samym do tego, żebym wstała. Złapał mnie lekko w pasie i skierowaliśmy się powoli do wyjścia. Przed opuszczeniem budynku poczułam, jak ktoś nakłada na moje barki kurtkę. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego Klemensa. Puścił mi oczko i wyszliśmy. Usiadłam z przodu, chłopcy z tylu siedzieli ściśnięci jak sardynki, choć mówiłam, że mogę siedzieć na tyle, ale oczywiście nikt mnie nie słuchał. No tak, z czterema nie wygram - pomyślałam. Jechaliśmy wolno przez miasto, spoglądałam na przechodniów, takich szczęśliwych i uśmiechniętych, nie zwracających uwagi na niską temperaturę i sypiący śnieg. Przechadzali się ulicami Zakopanego z rodzinami, dzieci biegały i chwytały w łapki spadające płatki śniegu. Nim się zorientowałam, byliśmy na miejscu. Gdy samochód stanął, chwyciłam za klamkę i chciałam wysiąść, ale cofnęłam rękę, po czym powiedziałam z uśmiechem:
- Dziękuję  wam za wszystko i przepraszam za całe zamieszanie.
Kamil uśmiechnął się do mnie ciepło i chóralnie wraz z kolegami odpowiedział:
- Nie ma za co!
Piotrek wyskoczył z samochodu i w mgnieniu oka stał przy moich drzwiach, otworzył mi je i podał rękę, mówiąc:
- Dama pozwoli.
Śmiejąc się, złapałam go za dłoń i wysiadłam. Piotrek wskoczył na moje miejsce i zatrzasnął za sobą drzwi. Już mieli odjeżdżać, kiedy boczna szyba opuściła się o kilka centymetrów. Zadowolony Piotruś pogroził mi palcem i dodał:
- Tylko uważaj na siebie maleńka. Następnym razem możesz trafić tylko na mnie, hehehe. I odjechali z piskiem opon. Pomachałam im i weszłam do hotelu. Szybko wskoczyłam do windy, wcisnęłam przycisk i winda powoli ruszyła. Zamknęłam oczy i oparłam się o jedną ze ścian. Przed oczami przewijały mi się obrazy dzisiejszego dnia. Spojrzałam na zegarek - była już siedemnasta.
- Cholera! - wrzasnęłam i gdy tylko winda stanęła, wybiegłam z niej i z impetem wpadłam na Ewelinę. Spojrzała na mnie zdziwiona
- A Ty co taka zmarnowana? Przebieraj się i lecimy pod skocznię, zaraz się zaczyna - powiedziała z entuzjazmem w głosie. 
- Tak, tak, wiem, już lecę – rzuciłam, biegnąc do drzwi. Byłam osłabiona, znów zaczęło mi się kręcić w głowie, ale miałam to gdzieś. Podtrzymałam się framugi drzwi, przekręciłam kluczyk i weszłam do pokoju. Było w nim zimno, jak w lodowce. No tak, zapomniałam zamknąć okna. Świetnie - pomyślałam. Zdjęłam z siebie brudne ubrania, a przemokniętą kurkę zawiesiłam na krzesełku koło grzejnika. Wzięłam szybki prysznic, nakremowałam twarz, założyłam odzież termiczną i swoją ulubioną niebieską kurtkę, którą dostałam od Krzysia, po tym, jak wygrał jeden z konkursów we Włoszech w Val di Fiemme. Na samą myśl o tym, do oczu napłynęły mi zły, byłam z niego taka dumna, zawsze byłam i nadal jestem. Choć do dzisiejszego konkursu na Wielkiej Krokwi się nie zakwalifikował, z każdym skokiem był coraz lepszy. Stałam tak dłuższą chwile przed lustrem, wytarłam oczy i nałożyłam puder. Już kończyłam kiedy ktoś zapukał do drzwi. Podeszłam i otworzyłam. Zobaczyłam Krzyśka z miną zbitego psa
- Przepraszam - powiedział.
Stałam jak osłupiała. Przecież to ja go powinnam przepraszać, tyle mu zawdzięczam, opiekował się mną, a ja go tak potraktowałam. Patrzyłam na niego chwilę. Miał wzrok wbity w ziemię. Podeszłam do niego, uniosłam podbródek i uśmiechnęłam się słodko.
- Nie wygłupiaj się, nic się nie stało - powiedziałam i wciągnęłam go do pokoju, zatrzaskując za nim drzwi. - To ja powinnam Cię przeprosić. 
- Nie masz za co - powiedział i przytulił mnie mocno do siebie - Ślicznie wyglądasz w tej kurtce - powiedział.
Uśmiechnęłam się i wtuliłam w jego umięśniony tors. Z transu wyrwał nas dźwięk telefonu. Podeszłam do toaletki i odebrałam
- Halo?
- No dawaj tu na dół, bo zaraz pójdę bez Ciebie - krzyknęła w słuchawkę Ewelina, udając obrażoną. 
- Już idę - powiedziałam i się rozłączyłam.
Spojrzałam na wyświetlacz. 10 nieodebranych połączeń od mamci i 4 smsy.
- Cholera! - zaklęłam pod nosem, wykręciłam numer i w słuchawce usłyszałam zdenerwowany głos Andzi:
- Halo? Karolina, co się z Tobą dzieje, czemu nie dzwonisz ani nie piszesz? Na cholerę Ci ten telefon ja się pytam, skoro nigdy nie mogę się do Ciebie dodzwonić?! Kiedy skończyła się na mnie wydzierać, wytłumaczyłam jej, że poszłam pobiegać, a telefon został w pokoju i jakoś ją udobruchałam. Powiedziałam o prezencie od Eweliny i o tym, gdzie się zaraz wybieramy. Była pod ogromnym wrażeniem, cieszyła się z tego, że jestem zadowolona. Podczas mojej rozmowy z mamą, przyjaciel usiadł na łóżku i bacznie obserwował moje nieudolne starania zakończenia rozmowy. Uśmiechał się do mnie i próbował mnie rozśmieszać. Popukałam się w głowę i dałam mu do zrozumienia, że ma coś z głową nie tak, śmiejąc się przy tym bezgłośnie. Chwilę potem zakończyłam rozmowę z mamcią, chwyciłam Krzyśka za rękę i wyszliśmy z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Zbiegliśmy schodami, żeby było szybciej, ale pod koniec zakręciło mi się w głowie i gdyby nie przyjaciel, spadłabym z kilku ostatnich schodków.
- Wszystko okej? - zapytał zatroskany. 
- Jasne - odparłam i uśmiechnęłam się nieszczerze.
W rzeczywistości czułam się nie najlepiej. Wiedziałam, że mi nie uwierzył, było to widać w jego oczach. Przyglądał mi się bacznie i zapytał:
- A właściwie to gdzie się dzisiaj podziewałaś przez większość dnia?
Odwróciłam wzrok i odpowiedziałam:
- Biegałam, musiałam pobyć trochę sama, dobrze mi to zrobiło - uśmiechnęłam się sama do siebie. Weszliśmy na recepcje i zobaczyliśmy wkurzoną Ewelinę, która gdy tylko nas zobaczyła zmierzyła nas ostrym wzrokiem i krzyknęła:
- No, nareszcie ! 
Parsknęliśmy śmiechem i wyszliśmy z hotelu. Było zimno, ale czułam się cudownie. Właśnie spełniało się jedno z moich marzeń. Wzięłam Krzyśka pod ramię i szliśmy tak, śmiejąc się i żartując, w stronę skoczni. Płatki śniegu powolnie sypały się z nieba, było idealnie.

- Tak jak sobie wymarzyłam - powiedziałam i spojrzałam w niebo..

wtorek, 21 kwietnia 2015

Epilog

Z góry przepraszam za błędy, to moja pierwsza przygoda z blogiem. Mam nadzieję, że przyjmiecie mnie ciepło i spodoba się wam to, co piszę. Pozdrawiam i życzę miłego czytania ;)

***********

Nieuchronnie zbliżał się dzień moich 18 urodzin. Czułam, że od tego czasu wszystko się zmieni. Tak też się stało, moje życie z dnia na dzień obróciło się o 180 stopni. Nic już nie było takie samo. A więc zacznę od początku. Tego dnia obudziłam się dość wcześnie, w domu wszyscy jeszcze spali. Spojrzałam na zegarek, była piąta trzydzieści. Za oknem słońce leniwie wychylało się zza horyzontu. Wstałam i podeszłam do szafy, bezszelestnie otworzyłam ją i spojrzałam na jej zawartość. Nie wiedziałam, co na siebie włożyć. Na najwyższej półce dostrzegłam swój strój do biegania, ustalam na palcach i chwyciwszy go niezdarnie, zrzuciłam na podłogę. Podniosłam go i w tym momencie z prawej kieszeni bluzy wypadła mała karteczka. Zdziwiona schyliłam się po nią. Był na niej zapisany jakiś numer telefonu. Przyznam się szczerze, że dawno nie biegałam i nie miałam pojęcia skąd to się mogło tam wziąć. Odłożyłam karteczkę na biurku i włożyłam na siebie strój do biegania, chwyciłam iPoda i szybko zbiegłam po schodach na dół. Wyślizgnęłam się z domu najciszej, jak tylko potrafiłam. Na dworze było zimno, ale nie zniechęciłam się. Chwilę się rozgrzałam, włożyłam słuchawki do uszu i oddałam się przyjemności. Biegłam przed siebie, a myślami byłam zupełnie gdzieś indziej. Mijałam kolejne domy sąsiadów, aż dobiegłam do skraju osiedla. Wbiegłam pewnie w leśną dróżkę, widziałam jak przyroda budzi się do życia. Promienie słońca lekko przedzierały się przez gęste gałęzie drzew. Czułam, że mój brak aktywności w ostatnim czasie dawał mi siwe znaki. Z impetem wpadłam na miejsce, które tak uwielbiałam. Choć brakowało mi tchu i puls skakał jak szalony, byłam dumna z tego, że byłam tam, gdzie od dawna chciałam się znaleźć. Oparłam się wykończona o niewielki głaz nieopodal zamarzniętej tafli jeziora. Zamknęłam oczy i starałam się dojść do siebie. Minęła chwila, zanim mój oddech się unormował. Spojrzałam na otaczający mnie krajobraz. Było tak pięknie. Na turkusowym niebie pojedynczo pojawiały się śniegowe chmury. Zerwał się silny wiatr, robiło się coraz chłodniej. Nie chciałam się przeziębić, więc odwróciłam się i zamarłam. Na dróżce u skraju lasu stał jakiś mężczyzna i bacznie mi się przyglądał. Odległość była zbyt daleka, abym mogła stwierdzić, kto to był. Zaczęłam powoli iść w stronę nieznajomego, lecz ten, gdy tylko zobaczył, że idę w jego stronę, szybko uciekł. Zatrzymałam się niepewnie. Po chwili zdziwiona i zdezorientowana zaczęłam biec przez gesty las najszybciej, jak tylko mogłam. Dobiegłam do domu w zaskakująco szybkim tempie. Po cichu weszłam do domu i od razu skierowałam się do swojego pokoju. Zmęczona opadłam bez sił na łóżko. Sięgnęłam po telefon. Na wyświetlaczu widniała wiadomość od Eweliny: "Gotowa na wyjazd życia? Dostałaś już prezent? A pro po wszystkiego najlepszego kochana! Moja Ty hot 18 !!" Zastanawiałam się, o jaki wyjazd chodziło. Odpisałam szybko, że dziękuje, ale nie wiem nic o żadnym wyjeździe. Na odpowiedź nie musiałam długo czekać: "To czekaj cierpliwie i koniecznie napisz do mnie, jak już Ci powiedzą". Zaintrygowana odłożyłam telefon na komodę, chwyciłam ręcznik i poszłam się odświeżyć. Gorący prysznic dobrze mi zrobił. Wychodząc z łazienki, wpadłam na mamę. Była zdziwiona tym, że już nie śpię. Trzymała w ręku dużą kopertę, która szybko schowała za siebie.
- Co tam masz? - zapytałam. 

- Nic takiego kochanie. A co Ty robisz tak wcześnie na nogach? - zdziwiła się mama.
- Nie mogłam spać, biegałam. Nie zmieniaj tematu, mów mi szybko co tam ukrywasz - powiedziałam.
- Oj nic takiego, muszę iść do łazienki, przepuść mnie - powiedziała lekko podenerwowana.
Wpadłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Wyjęłam z szafy szary sweterek i spódniczkę w kwiatki, założyłam do tego czarne podkolanówki i złoty naszyjnik. Spięłam swoje brązowe włosy w kok i podmalowałam się troszeczkę. Usłyszałam dzwonek. Spojrzałam odruchowo na zegarek, była dziewiąta. Mama zbiegła po schodach i otworzyła drzwi. Rozmawiał z kimś i po chwili słyszałam, jak ktoś wchodzi po schodach. Uchyliłam drzwi. W progu stanął Krzysiek z uśmiechem od ucha do ucha. Krzyknął:

- Wszystkiego najlepszego Karolcia! - mocno mnie przytulił. - Mam dla Ciebie niespodziankę - powiedział - zbieraj się, jedziemy. 
Byłam mile zaskoczona, spojrzałam na niego pytająco. Błyszczały mu oczy, był podekscytowany. Znaliśmy się co prawda od niedawna, ale zdążyliśmy się poznać na tyle dobrze, że wiedziałam, iż był uparty jak osioł. Wiedziałam też, że jak się na coś uprze, to nie odpuści. Nie miałam wyjścia, chwyciłam za torebkę i spojrzałam na Krzyśka błagalnie.
- Nie patrz tak na mnie, i tak Ci nic nie powiem - odparł Krzysiek z szarmanckim uśmiechem. Udałam obrażoną i zeszłam z nim na dół. Krzysiek otworzył szafę w przedpokoju i jakby nigdy nic, wyjął z niej mój płaszczyk. Pomógł mi go założyć i z impetem założył mi czapkę na głowę tak, że nasunął mi ją prawie na oczy.
- Ej, tak to ja się nie bawię - zaśmiałam się i dałam mu kuksańca w bok.
Uśmiechnął się i poprawił mi czapkę. 

- Mówiłem Ci już, że jesteś piękna? - zapytał, robiąc maślane oczy.
- Żeby to raz - odparłam i oboje parsknęliśmy śmiechem.
- To co, możemy już iść? - zapytał.
- Chwila, muszę mamie powiedzieć, że wychodzę - powiedziałam. 

Chłopak chwycił mnie za rękę i powiedział że już to zrobił.
- Nie miała nic przeciwko - dodał.
- No to chodźmy - odparłam i po chwili oboje siedzieliśmy w krzyśkowym samochodzie. Gdy tylko ruszyliśmy, zaczął padać śnieg. Z każdym przejechanym kilometrem ten sypał coraz mocniej. Krzysiek jechał wolno i uważnie, widoczność była fatalna. Spojrzałam na niego, był lekko zdenerwowany, nerwowo spoglądał na zegarek.
- Krzysiek, co jest? - zapytałam.
- Cholerny śnieg, musiał zacząć sypać akurat dzisiaj - powiedział wkurzony.
- Ej, spokojnie. Nic na to nie poradzisz - odparłam. Spojrzałam na prędkościomierz, który wskazywał 120 km/h. Wcisnęłam się niepewnie w fotel.
- Nam się chyba aż tak bardzo nie spieszy, prawda? - zapytałam.
Krzysiek widząc moją reakcje, spojrzał na mnie zmartwiony i zdjął nogę z gazu. Rzucił krótkie "przepraszam" i wyraźnie posmutniał. Zahamował nagle i zatrzymał auto na poboczu. Zdziwiona spojrzałam przez okno, staliśmy na jakimś odludziu. Krzysiek widząc moje zdziwienie i dezorientację, szybko wyjaśnił, czemu się zatrzymał:
 - Karolina muszę Ci coś powiedzieć, to ważne. 

Miał wzrok wbity w kierownicę. Patrzyłam na niego i próbowałam go jakoś rozgryźć. Miał kamienną twarz.
- Co takiego? - zapytałam.
- Chodzi o to, że nie chcę Cię stracić, rozumiesz? Jesteś dla mnie bardzo ważna, znasz mnie jak nikt inny. Zawsze jesteś przy mnie, kiedy Cię potrzebuję i dopingujesz mi jak nikt inny - powiedział.
Spojrzałam na niego, zaskoczona jego słowami. Wyglądał jak zbity pies. Nie patrzył na mnie, czułam się co najmniej dziwnie.
- Lejuś, głuptasie, przecież wiesz, że możesz na mnie zawsze liczyć. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Ba, jesteś nawet kimś więcej - odparłam.
Spojrzał na mnie z czułością i uśmiechnął się ponuro.
- Ej, Krzysiu bo się pogniewamy. Co to za mina? Uśmiech proszę!
Chłopak lekko się rozchmurzył. Odpalił silnik i ruszył powoli, ale nadal był smutny, zamyślony, jakby nieobecny. Dalej jechaliśmy w ciszy. W tle leciały jakieś smętne kawałki, które wcale nie poprawiły atmosfery. Ułożyłam się wygodnie na fotelu, spojrzałam przez okno. Mijaliśmy jakieś małe miasteczko w zaskakująco szybkim tępię. Domy przewijały mi się przed oczami. Przymknęłam oczy i wsłuchiwałam się w ciche pomruki silnika. Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam. Obudziło mnie trzaśnięcie drzwi kierowcy. Wzdrygnęłam się, na zewnątrz było już ciemno. Krzysiek otworzył drzwi z mojej strony i uderzył mnie podmuch zimnego powietrza, znów się wzdrygnęłam, co nie umknęło uwadze przyjaciela. Pomógł mi wysiąść i szybko narzucił mi na plecy swoją kurtkę, choć sam był tylko w bluzie. Rozejrzałam się dookoła, staliśmy przed hotelem w Zakopanym. Byłam tak zaskoczona, że nie mogłam wydukać nawet słowa. Krzysiek uśmiechnął się do mnie zawadiacko, objął w pasie i poprowadził w stronę wejścia. Jak na gentlemana przystało, chłopak przepuścił mnie w drzwiach i moim oczom ukazał się ogromny transparent "Wszystkiego naj nasza 18", a za nim stali moi przyjaciele, którzy zaczęli mi od razu śpiewać sto lat, ludzie stojący w recepcji zaczęli się do nich przyłączać. Czułam się niezręcznie, ale nie dałam tego po sobie poznać. Byłam tak zaskoczona i szczęśliwa, że widzę wszystkich swoich najbliższych znajomych, że mimowolnie łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Poczułam, jak Krzysiek mocniej mnie do siebie przytula, spojrzałam na niego i bezgłośnie podziękowałam. On w zamian pocałował mnie w czoło, otarł mi łzy i uśmiechnął się tak, jak lubię najbardziej. Jako pierwsza podbiegła do mnie Magda z Kingą i Julką, rzuciły się na mnie i zaczęły składać życzenia. Później przyszła kolej na Ewelinę, która prawie zepsuła dzisiejszą niespodziankę. Życzenia dłużyły się w nieskończoność, byłam do prawdy zaskoczona ilością ludzi, którzy przyjechali specjalnie dla mnie, taki kawał drogi z Warszawy. Byłam wykończona i szczęśliwa zarazem. Impreza przeniosła się do klubu hotelowego, był DJ i open bar. Wszyscy bawili się w najlepsze. Stałam przy barze i piłam kolejnego shota, kiedy podeszła do mnie Ewelina.
- Musimy pogadać - powiedziała.

Uśmiechnęłam się do niej i pociągnęłam ją za rękę na zewnątrz.
- Co tam? - zapytałam.
- Słuchaj, bo jest taka sprawa... - zaczęła - otwierałaś już może prezent ode mnie? - zapytała.
- Nie widziałam jeszcze żadnego prezentu, nie miałam na to zbytnio czasu, cały czas coś się dzieje – odparłam
.- A mogłabyś do niego zajrzeć? - poprosiła i podała mi złota kopertę.
 Szybko ją otworzyłam i oniemiałam.
- O Boże, czy to jest to, o czym myślę? - zapytałam podekscytowana.
- Tak, to bilet do strefy VIP na najbliższy konkurs narciarski na Mamucie, zostajemy do niedzieli, maleńka!- prawie wykrzyczała Ewelina.
 Nie mogłam znaleźć słów, żeby wyrazić to, co czułam. Byłam tak szczeliwa, że rzuciłam się na nią, mocno przytuliłam i zaczęłam ryczeć ze szczęścia. Krzysiek stał w drzwiach i przyglądał nam się bacznie. Kiedy zdołałam odkleić się od Eweliny, podszedł do mnie, chwycił za rękę i zwlókł na parkiet. Byłam prze szczęśliwa, w końcu spełniały się moje marzenia. Zabawa trwała w najlepsze, wywijałam na parkiecie ze wszystkimi po kolei. Alkohol lał się strumieniami. Koło 4 wszyscy byli już dobrze wstawieni, jedynie Krzysiek trzymał pion. Położyłam się na sofie, czułam jak wszystko mi wirowało, było mi niedobrze i chciało mi się spać. Przyjaciel widząc w jakim jestem w stanie, postanowił zaprowadzić mnie do pokoju. Jednak przy próbie ustania, traciłam grunt pod nogami. Nie miałam siły ustać, a co dopiero iść. Miałam wrażenie, że zaraz upadnę, jednak poczułam czyjeś silne ramiona na moich biodrach. Zanim się zorientowałam, co się dzieje byłam już na rękach u Krzysia. Jechaliśmy windą, co mi nie pomagało, było mi coraz bardziej niedobrze. Wtuliłam się w jego tors. Pachniał tak pięknie, męsko. Spojrzałam w jego oczy, uśmiechnął się i odpłynęłam... 

Rano obudziły mnie promienie słońca wpadające do pokoju. Słońce świeciło mi prosto w twarz. Zaczęłam się kręcić na łóżku i wpadłam na coś twardego. Podniosłam kołdrę i zobaczyłam słodko śpiącego Lejkę. Patrzyłam tak na niego przez chwilę, ale mój kac dawał mi znać. Zaschło mi w ustach i zaczęło mi się robić niedobrze. Spojrzałam na toaletkę, stała na niej szklanka wody, aspiryna, sok pomarańczowy i karteczka z napisem: "Wypij mnie :)". Uśmiechnęłam się pod nosem i wrzuciłam aspirynę do wody, syczało mi w uszach niemiłosiernie, wypiłam to duszkiem i popiłam od razu sokiem. Nim się obejrzałam, Krzysiek objął mnie w pasie, przytulił się i pocałował mnie w szyję. Odwróciłam się i uśmiechnęłam do niego. Oddalił się lekko i spojrzał na mnie. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że jestem w samej bieliźnie. Posłałam mu ostre spojrzenie, a on zaczął się śmiać, zabrał ze stolika kluczyk od swojego pokoju i wyszedł zostawiając mnie samą. Usiadłam na łóżku i zdałam sobie sprawę z tego, że nie byłam przygotowana na tak długi wyjazd i nic ze sobą nie zabrałam. Usłyszałam dźwięk telefonu, podbiegłam do fotela i wyjęłam go z kieszeni kurtki. Dostałam SMS od Lejki, że moja walizka jest w szafie. Kurde, czy on mi czyta w myślach? - pomyślałam. Podeszłam do szafy, otworzyłam ją i wyjęłam walizkę. Zajrzałam do niej i wypakowałam ubrania oraz kosmetyki. Znalazłam ręcznik, kosmetyczkę i poleciałam się wykąpać. Nalałam do wanny gorącej wody z aromatycznym olejkiem. W szafce nad umywalką znalazłam płatki róż do kąpieli, które również dodałam. Głowa coraz mocniej bolała. Więcej nie piję - pomyślałam. Wskoczyłam szybko do wanny i oddałam się przyjemności. Leżałam tam jakąś godzinkę. Gdy wyszłam, spojrzałam na telefon. 12 nieodebranych i 4 smsy od Krzyśka. Chciałam oddzwonić, kiedy ktoś zaczął dobijać się do moich drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam nie kogo innego, jak Krzyśka który z troską i zdenerwowaniem w oczach patrzył na mnie.
- Nic Ci nie jest? Cholera, po co Ci ten telefon, jak go nie odbierasz? - warknął.
- Kąpałam się, przepraszam - powiedziałam. - Jak widzisz, jeszcze żyję - zażartowałam, ale jemu nie było do śmiechu.
- Myślałem, że coś Ci się stało. Leciałem do Ciebie z treningu, bałem się o Ciebie, bałem się, że... - weszłam mu w słowo
- Że nie żyję? Przestań, wszystko jest okej - zaczęłam się śmiać.
Krzysiek spojrzał na mnie wkurzony i bez słowa wyszedł trzaskając drzwiami. Wyjrzałam za nim na korytarz, ale już go nie było. Zamknęłam drzwi i usiadłam zrezygnowana na łóżku. Czułam się okropnie. On się o mnie martwi, jest zawsze przy mnie, kiedy go potrzebuję, a ja go tak potraktowałam. Wyjrzałam za okno. Widziałam jak wsiadał do auta i odjeżdżał z piskiem. Wysłałam do niego smsa, żeby na siebie uważał i że jak wróci, żeby zadzwonił, bo chcę z nim porozmawiać. Podeszłam do szafy i założyłam odzież termiczną i kurtkę, włożyłam buty do biegania i zjechałam windą do recepcji. Zobaczyłam, że na kanapie przy wyjściu siedzi Ewelina. Byłam rozbita, nie miałam ochoty z nikim gadać, więc naciągnęłam kaptur i wybiegłam z hotelu. Biegłam w stronę centrum Zakopanego, było zimno, śnieg sypał w oczy, ale nie poddawałam się, musiałam jakoś oczyścić umysł. Myślałam o Krzyśku. Martwiłam się o niego, udaje twardziela, ale jest taki kruchy, łatwo jest go zranić. Doskonale o tym wiem, a sama go zraniłam. Byłam tak zamyślona, że nie rozejrzałam się przed wbiegnięciem na jezdnię, samochód ledwo przede mną zahamował, zamarłam i zrobiło mi się ciemno przed oczami. Czułam, jak osuwam się na ziemię. Kiedy się ocknęłam, przed oczami miałam 4 przystojnych facetów. Byłam tak zamroczona, że początkowo ich nie rozpoznałam, strasznie rozbolała mnie głowa, nie miałam siły wstać. Chłopcy rozmawiali o wezwaniu karetki, co zadziałało na mnie, jak płachta na byka. Zebrałam w sobie wszystkie siły i usiadłam na mokrej, zimnej jezdni.
- Dobrze się czujesz? Może wezwać pogotowie? - zapytał jeden z chłopaków.
- O Boże, nie wierze to Wy - powiedziałam. - Czy ja śnię?
- Nie, nie śnisz moja droga, to naprawdę my, czyli najlepsi z najlepszych, hehehe - odpowiedział nie kto inny jak Piotrek Żyła.
Spojrzałam na pozostałą trójkę, przyglądali mi się bacznie. Nadal siedziałam na środku ulicy, a oni klęczeli przy mnie, blokowaliśmy ruch na jednej z główniejszych ulic Zakopanego. Kamil Stoch spojrzał na moją głowę i powiedział:
- O cholera, ona krwawi. 

Klemens wyciągnął telefon i zaczął wybierać numer alarmowy, ale wyrwałam mu go z ręki i powiedziałam, że nic mi nie jest. Próbowałam wstać, ale wszystko wirowało i gdyby nie pomocna dłoń Ziobry, pewnie znów wylądowałabym na ziemi. Chłopcy byli tak zaabsorbowani całą sytuacją, że nie zauważyli paparazzich, którzy robili nam zdjęcia. Pomogli mi wejść do ich auta, usiadłam z tyłu, między Jankiem a Klemensem. Było mi niedobrze, oparłam głowę na ramieniu Klimka i wyszeptałam:
- Przepraszam - po czym znów odpłynęłam.